„Tydzień temu zdecydowałam się na usunięcie czegoś, co w moim przekonaniu było wielkim podskórnym pryszczem, który sprawiał mi ból i nie dało się go zignorować. Po godzinie zaczęła mi się pocić cała twarz i dopiero wtedy ZABOLAŁO. Czułam, jakby coś chciało wyrwać się z mojej twarzy. Pojechałam na pogotowie, gdzie powiedziano mi, że to poważny przypadek cellulitisu (...)” – opisywała swoją historię pechowa internautka. W mediach społecznościowych zamieściła też swoje zdjęcia sprzed wyciśnięcia pryszcza i 48 godzin po „zabiegu”. Różnica robi wrażenie.
Cellulitis to łacińskie określenie stanu zapalnego tkanki łącznej i nie ma nic wspólnego z popularną pomarańczową skórką – cellulitem. Cellulitis jest chorobą skóry i tkanki łącznej podskórnej, wywoływaną przez infekcję bakteryjną. Jak podkreślali w rozmowie z „The Independent” lekarze zajmujący się opisywanym przypadkiem, działania dziewczyny poważnie zagrażały przeniesieniem się infekcji na jej mózg lub oczy, co mogło zakończyć się dla niej oślepnięciem, a nawet śmiercią.
Dziewczyna przyznała się lekarzom, że infekcję w jej przypadku mógł spowodować nieczyszczony pędzelek do brwi. Teraz sama ostrzega innych. „Jeżeli robicie sobie make up, PROSZĘ, pamiętajcie o dbaniu o higienę i czyszczeniu przyrządów. To drobna sprawa, a może pomóc uniknąć bolesnej, drogiej i traumatycznej infekcji na waszych twarzach” – pisała w mediach społecznościowych.