Za omyłkową zamianę dzieci dostali od państwa 0,5 mln zł. Teraz muszą zwrócić wszystko z odsetkami

Za omyłkową zamianę dzieci dostali od państwa 0,5 mln zł. Teraz muszą zwrócić wszystko z odsetkami

Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Źródło: pixabay/Pexels
Rodzina spod Częstochowy musi oddać państwu 0,5 mln złotych, przyznanych jej kosztem zadośćuczynienia za zamianę dzieci w szpitalu. Sąd Najwyższy w kasacji stwierdził, że pieniądze zostały przyznane na podstawie nieistniejących przepisów. Nad dramatem rodziny pochylili się dziennikarze programu „Interwencja” Polsatu.

W 1956 roku w rodzinie pani Ireny mieszkającej pod Częstochową urodził się syn Tadeusz. Niestety położna, podając jej dziecko do karmienia, zamieniła chłopca z innym urodzonym w tamtym czasie Tadeuszem. Przez 15 lat chłopcy dorastali w sąsiednich wsiach i nikt nie domyślał się, że mogła zajść jakakolwiek pomyłka. Dopiero po zobaczeniu „drugiego Tadeusza” na święcie Bożego Ciała, pani Irena zdała sobie sprawę z tego co zaszło. – „Obcięło” mi nogi. Do dziś nie wiem, jak dotarłam do domu – komentowała po latach.

Obie rodziny ciężko przeżyły odkrycie prawdy. 15-letni wówczas Tadeusz, który nie był synem pani Ireny, odsunął się od rodziny. Dzisiaj rzadko przysyła swoje zdjęcia. Drugi Tadeusz przeprowadził się do dziadków rodziny, z którą się wychowywał. Dopiero w 2009 roku zdecydował się na badania genetyczne, które potwierdziły przypuszczenia. Wtedy też razem z biologiczną matką oraz bratem rozpoczął sądową walkę o zadośćuczynienie od państwa polskiego za poniesione krzywdy.

W 2011 roku cała trójka uzyskała od Sądu Okręgowego w Katowicach kwotę 500 tys. złotych. Od wyroku apelował Wojewoda Śląski, jednak mimo jego interwencji wyrok się uprawomocnił i pieniądze wypłacono. W imieniu Skarbu Państwa wojewoda złożył jednak kasację, która w 2014 roku została uznana. Sąd Najwyższy stwierdził, że zadośćuczynienie przyznano na podstawie przepisów, które w 1956 roku jeszcze nie istniały. To rozstrzygnięcie zgodne z literą prawa, ale powodujące kolejny dramat rodziny pani Ireny.

Wojewoda Śląski zażądał zwrotu wypłaconej kwoty 0,5 mln złotych razem z odsetkami, choć mógł zrezygnować z dodatkowych opłat. Od 2014 roku odsetki wyniosły już prawie połowę wcześniejszej kwoty 0,5 mln. Teraz o oddaleniu roszczeń Skarbu Państwa może zadecydować jeszcze Sąd Najwyższy, ale to zajęłoby minimum 2 lata. W tej zawiłej prawniczej sprawie najbardziej poszkodowani są jednak zwykli ludzie. Wojewoda nie chce słyszeć o umorzeniu długu, a o odsetkach mówić zamierza dopiero wtedy, kiedy sprawą zajmie się komornik.

Źródło: "Interwencja", Polsat