4-latek zaatakowany przez 17-letniego sąsiada. „Miał uraz czaszki, konieczna była operacja”

4-latek zaatakowany przez 17-letniego sąsiada. „Miał uraz czaszki, konieczna była operacja”

Noworodek, zdjęcie ilustracyjne
Noworodek, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Fotolia / yuruphoto
Niedziela po południu. Niespełna czteroletni Nikoś z siostrą i kuzynką pod okiem starszego brata bawią się na podwórku. Nagle zza płotu leci kamień. Trafia prosto w głowę chłopca. Według śledczych, sprawcą jest 17-letni Nikodem, sąsiad rodziny.

– Był to mniej więcej kilogramowy kamień. Obrazowo można powiedzieć, że to był kamień mieszczący się w dwóch rękach – mówi Anna Kniga-Węzik z Prokuratury Rejonowej w Starogardzie Gdańskim. – Jak wyszłam na podwórko, to stało dwóch kolegów Nikodema i sobie trawkę jarali – mówi Katarzyna Romanowska, matka rannego chłopca. – Ja ich stąd wygoniłam – wspomina i dodaje, że atak na chłopca mógł być związany właśnie z jej interwencją. A brat małego Nikosia, Przemek, wspomina, że podobne sytuacje, kiedy chłopcy przesiadują na ich podwórku, często się zdarzają. – Wchodzą jak do siebie – mówi.

Pani Katarzyna wspomina, że po ataku jej synek był cały we krwi. – Prawą stronę głowy miał rozwaloną – opowiada. Świadkiem wydarzeń był Przemek. – Wychylił się i rzucił kamieniem. Nic nie mówił. Jak zobaczyłem, że brat dostał, krzyknąłem: Mamo, szybko dzwoń po karetkę, Nikoś leży nieprzytomny – relacjonuje chłopak. Nikosiem, gdy tylko przybyli na miejsce, zajęli się ratownicy w karetce pogotowia, a następnie chłopiec śmigłowcem przetransportowany został do Gdańska.

Wybudzony chłopiec znajduje się na oddziale chirurgii dziecięcej

– Dziecko trafiło do nas w niedzielę w ciężkim stanie. To był uraz czaszki. Został wykonany zabieg neurochirurgiczny, a następnie dziecko zostało wprowadzone w śpiączkę farmakologiczną na trzy dni – mówi Katarzyna Brożek z gdańskiego szpitala. Teraz wybudzony już chłopiec znajduje się na oddziale chirurgii dziecięcej. – W tym czasie, jak dzieci były w przedszkolu, ja sobie dorabiałam. Musiałam teraz zrezygnować. Wiadomo, dziecko jest dla mnie najważniejsze – tłumaczy z łzami w oczach matka chłopca.

17-letni Nikodem zaraz po zdarzeniu uciekł. Szukała go policja, jednak bezskutecznie. W końcu sam zgłosił się komendę. – Podejrzany wyjaśnił, że rzeczywiście rzucił tymże kamieniem, natomiast twierdził, że nie zrobił tego celowo, nie celował w dzieci – mówi Anna Kniga-Węzik. Prokuratura włączyła się w sprawę dopiero po interwencji lokalnych mediów. Złożyła wniosek o areszt.

„Tutaj każdy się ich bał”

Jak się okazuje, rodzina sprawcy jest dobrze znana w okolicy. Ostatnio głośno było o niej, gdy brat 17-latka znęcał się ze szczególnym okrucieństwem nad bezdomnym. – Zaczęli sobie robić taki worek treningowy, a później zaczęli sobie do mnie strzelać z wiatrówki – opowiadał kilka miesięcy temu w „Uwadze” katowany bezdomny. – Tutaj każdy się ich bał. Jeżeli coś miał, mógł przyjść, powiedzieć - mówi pani Katarzyna i dodaje, że w przeszłości ona i 17-latek nie mieli żadnych konfliktów. – On się lubił przed kolegami popisać – mówi Przemek i dodaje, że wszystko było w porządku, gdy byli sam na sam. Jak ocenia, rzut kamieniem w jego brata był także po to, by pokazać się znajomym.

17-latka boi się jednak jego sąsiadka. – Oni na mnie napady robili – wspomina. – On jest znany przez policję, widziałam, jak rowery ukradł – twierdzi i dodaje, że całą rodzinę zna od dziecka. W mieszkaniu, w którym mieszka Nikodem, nikt rozmawiać nie chce.

Źródło: X-news