Śmieciowy temat

Śmieciowy temat

Śmieci mogą mówić dużo o nas, jak i gospodarce. Znajomy jechał kiedyś pociągiem z pasażerem, który twierdził, że za komuny nikt nie grzebał jak teraz w śmietnikach. Na co padła odpowiedź, że po prostu śmietniki też były puste, podobnie jak półki w sklepach spożywczych. Tym razem czytam, że Ruda Śląska chce wprowadzić kody kreskowe na worki i kontrolować jak mieszkańcy segregują odpady. Gmina rozda mieszkańcom worki, przypasane do ich lokali, a następnie będzie losowo kontrolować czy państwo spod piątki, dobrze posegregowali swoje śmieci.

Cel tej śmieciowej inwigilacji? Normy unijne, które wymagają by do 2020 r połowa śmieci ma być segregowana, a za każdy punkt procentowy poniżej 50 procent, samorządy będą płacić kary. Tymczasem nie ma sposobu, by dobrze skontrolować czy ludzie dzielą śmieci, bez takiej inwigilacji. Następnym etapem jest oczywiście zainstalowanie maszyn prześwietlających, podobnych do tych na lotniskach, i prześwietlanie każdego worka już przy koszu. Ile pracowników gminy znajdzie pracę w tej nowej służbie mundurowo-śmieciowej! Ale czy tutaj leży problem?

Proszę przyjrzeć się śmieciarkom na swoim osiedlu, widziałem kilka razy jak wszystkie kubły ze szkłem, odpadami suchym i innymi trafiają do jednego wozu. I teraz jak tu człowiek skrupulatnie odkładający butelki na bok ma wierzyć w sens segregacji? Otóż eksperci są zgodni – główne przetwórstwo odpadów i segregacja ma miejsce już po zbiórce. My jako mieszkańcy ułatwiamy pracę ekspertom, którzy w specjalistycznych zakładach dokonują dalszego podziału – na różne frakcje plastiku, kolory szkła, typy papieru itp. To tutaj „wyrabiana” jest unijna norma recyclingu, a nie w domu Kowalskich.

Problemem w większości gmin nie jest to, że ludzie w domach nie segregują śmieci, ale to że gminy korzystając z kryterium najniższej ceny, nie wydają za dużo właśnie na specjalistów w zakładach zagospodarowania odpadami. Świetnym przykładem jest tutaj miasto stołeczne Warszawa, w którym stawka śmieciowa jest zaskakująco niska. Efekt? MPO (czyli samorządowa firma, zajmująca się odpadami komunalnymi) od 2013 r. ponosi stratę operacyjną.

Ostatnio rozpoczęła ona przetarg na zagospodarowanie śmieci w Warszawie od 2019 r., gdyż sama nie radzi sobie z segregacją i potrzebuje podwykonawców prywatnych. Postępowanie zostało anulowane – podobno, w części dzielnic nikt nie chciał pracować za stawki oferowane przez MPO, a w innych jedyny oferent proponował dwa razy wyższą stawkę. Tak, tak – to ten niesamowity moment, kiedy przedsiębiorstwo państwowe jest tańsze od prywatnego. Bo je stać na stratę.

A potem my płacimy podwójnie – MPO oraz firmie, która ostatecznie zajmie się odpadami. Być może przed wyborami samorządowymi nikt nie będzie chciał podnosić opłat, więc nie zdziwmy się jeżeli wielki brat zamieszka w śmietniku i sprawdzi ile butelek wina poszło na naszą romantyczną kolację.

Ostatnie wpisy