Kanadyjski strażak Constantinos „Danny” Filippidis 7 lutego razem z przyjaciółmi szusował na nartach w okolicy Whiteface Mountain w stanie Nowy Jork w USA. Powiedział im, że zjedzie „jeszcze jeden raz” przed wyłączeniem wyciągu. Od tamtej chwili mężczyzna jakby rozpłynął się w powietrzu. Rozpoczęte jeszcze tego samego dnia poszukiwania z wykorzystaniem helikopterów i psów nie przyniosły żądnych rezultatów. Setki wolontariuszy przez kilka dni przeczesywały zbocza góry, na której ostatni raz widziano Filippidisa. Policja opublikowała jego zdjęcia w mediach społecznościowych i bezskutecznie prosiła o jakiekolwiek informacje. W komunikatach podkreślano, że na powrót ojca i męża czeka dwójka jego dzieci oraz żona.
Po sześciu dniach od zaginięcia narciarz sam się odnalazł. Problem w tym, że na policję zgłosił się w miejscu oddalonym o ponad 4,5 tys. kilometrów od miejsca zaginięcia. Funkcjonariusze porównując jego stan ze zdjęciami zamieszczonymi w internecie stwierdzili, że ma na sobie ten sam strój co w dniu zaginięcia, zmienił jednak fryzurę i dysponuje nowym iPhonem. Mężczyzna nie pamiętał prawie nic z sześciu dni, które musiał spędzić w drodze. Kojarzył jedynie dużą ciężarówkę - prawdopodobnie tira - i to, że dużo spał. Wspominał także o bólu głowy. Nie był jednak pewien, czy został uderzony, czy sam się uderzył. Policja zamierza dokładnie zbadać szczegóły zaginięcia mężczyzny. Śledczy twierdzą, że nie mógł dostać się do Kalifornii samolotem, bo paszport zostawił w ośrodku turystycznym. Filippidis zostanie zabrany z powrotem do Lake Placid, aby łatwiej mógł przypomnieć sobie szczegóły swojego zaginięcia.
Galeria:
Constantinos Filippidis. Był zaginiony przez 6 dni. Niczego nie pamiętaCzytaj też:
Trójkąt Bermudzki – dlaczego samoloty znikają?