Rybacy alarmują o „agonii Bałtyku”: To nie są ryby, tylko pływające kości ze skórą

Rybacy alarmują o „agonii Bałtyku”: To nie są ryby, tylko pływające kości ze skórą

Morze Bałtyckie
Morze Bałtyckie Źródło: Fotolia / kreatorex
– To już nie są ryby, tylko pływające kości ze skórą – alarmują rybacy mówiąc o okazach, które w ostatnim czasie odławiają na Bałtyku. Jak tłumaczą, samo zmniejszanie limitów połowowych na dorsza nie rozwiąże problemu i trzeba zadbać też o ryby, które są dla niego pożywieniem.

W ubiegłym tygodniu w Morskim Instytucie Rybackim w Gdyni odbyło się spotkanie środowiska rybackiego z przedstawicielami Ministerstwa Gospodarki Wodnej i Żeglugi Śródlądowej oraz naukowcami. Tematem był pogarszający się stan zasobów rybnych w Morzu Bałtyckim.

– Ryby nie ma na całym wybrzeżu. Najgorzej jest jednak na zatoce, gdzie ryba po prostu całkowicie zanikła. To już jest agonia Bałtyku. Jeżeli nic nie zrobimy, to za kilka lat Bałtyk będzie martwym morzem – mówili rybacy.

facebook

Zwrócili uwagę, że co roku Komisja Europejska wprowadza limity połowowe na dorsza, jednak nie rozwiązują one problemu. Jak czytamy, już w 2017 roku polscy rybacy odłowili jedynie 57 procent całego krajowego limitu dorszowego. – Musimy zadbać też o ryby, które są pożywieniem dla dorsza. Tutaj jednak unia zamiast ograniczać limity na śledzia, czy szprota jeszcze je zwiększa. W połączeniu z wielkimi jednostkami paszowymi, które odławiają z Bałtyku co się da doprowadzamy do sytuacji, że dorsz wymiera, bo nie ma co jeść – podkreślali rybacy.

Naukowcy nie do końca wiedzą, co przyczynia się do pogorszenia stada dorszowego. Zwracają uwagę, że w Bałtyku odpowiedzialne są zjawiska takie jak ocieplenie klimatu i mniejsza ilość tlenu w wodzie. Powodem wymierania ryb może też być zbyt restrykcyjna polityka oczyszczania rzek wpływających do Bałtyku.

Źródło: portalmorski.pl