Trwają poszukiwania pytona. Straż przejmuje kierownictwo

Trwają poszukiwania pytona. Straż przejmuje kierownictwo

Wylinka węża
Wylinka węża Źródło:animalrescuepoland.wordpress.com
Od blisko tygodnia trwają poszukiwania dużego pytona, którego wylinkę znaleziono na terenie gminy Konstancin-Jeziorna. Dzisiaj poinformowano, że działaniami będzie kierował Komendant Główny Państwowej Straży Pożarnej.

Jak podaje TVN24, o takiej decyzji poinformował rzecznik służb. – Od piątku sprawą poszukiwań niebezpiecznego gada zajmować ma się Państwowa Straż Pożarna – potwierdził Paweł Frątczak. Odtąd w poszukiwania włączy się 60 strażaków, w tym słuchacze Szkoły Głównej Służby Pożarniczej oraz strażacy z Poznania i Częstochowy.

Miasteczko logistyczne i drony

Podczas spotkania sztabu operacyjnego wraz z pracownikami warszawskiego ZOO ustalono, że poszukiwania pytona tygrysiego będą prowadzone tylko w okolicach miejscowości Gassy. Zbudowano już tam miasteczko logistyczne, w którym znajduje się specjalistyczny samochód łączności. Strażacy będą mieli do dyspozycji cztery drony, które będą wysyłały sygnał właśnie do tego auta. Tam informacje będą analizowane.

facebook

Sensacyjne doniesienia na temat pytona przekazał na Facebooku Mirosław Pszonka, Starosta Otwocki. Przekazał on, że pytona widziano w Glinkach. Informacje przekazane przez polityka nie zostały jednak oficjalnie potwierdzone, należy je więc traktować jako spekulacje.

facebook

Początek akcji

Wszystko zaczęło się w sobotę 7 lipca, kiedy Służba Ochrony i Ratownictwa Zwierząt Animal Rescue Poland poinformowała na Facebooku, że dostała zgłoszenie o znalezieniu wylinki węża. Patrol służby pojechał na wskazane miejsce nad Wisłą, leżące na terenie gminy Konstancin-Jeziorna. Znaleziono tam wylinkę o długości 5,3 metra i obwodzie ok. 0,5 metra. Według eksperta należała ona do dorosłego pytona tygrysiego. Wszystkie znalezione ślady świadczą o tym, że historia z wężem nie jest żartem i groźny gad rzeczywiście pozostaje na wolności.

Na komisariat policji w Piasecznie zgłosił się mężczyzna, który przed kilkoma tygodniami zawiózł swojego pytona tygrysiego nad Wisłę. Tam zwierzę wzięło udział w sesji zdjęciowej. Fotograf zapewniał jednak dziennikarzy „Wyborczej”, że wszystkie posiadane przez niego gady są dobrze zabezpieczone, a poszukiwany wąż musiał należeć do kogoś innego.

Rozmówca „Gazety Wyborczej” potwierdził, że zajmuje się sesjami zdjęciowymi, w których często nagie modelki za jedyne okrycie mają właśnie wypożyczane od niego żywe węże. Przyznał, że posiada pytona tygrysiego, i że był z takim wężem nad Wisłą przed kilkoma tygodniami. Zwrócili na to uwagę internauci, ponieważ fotograf chwali się zdjęciami znad tej rzeki w mediach społecznościowych. Na policję udał się po to, by wyjaśnić, że to nie jego zwierzę jest teraz poszukiwane przez lokalnych funkcjonariuszy.

Fotograf domyślił się, że to właśnie jego mógł widzieć przelatujący w okolicy Wisły paralotniarz, który przekazał potem mediom, że ktoś próbował wyrzucić gigantycznego węża do Wisły. Dodał jednak, że znaleziona przez aktywistów z fundacji Animal Rescue zrzucona przez węża skóra nie mogła należeć do żadnego z jego zwierząt. – Ja jeździłem na plażę w Wilanowie, a oni szukają go w Gassach. Wąż porusza się wolniej niż człowiek, może przebyć kilkaset metrów, ale nie taką odległość – mówił dziennikarzom. Policjanci faktycznie ustalili, że wąż dostrzeżony przez paralotniarza nie był tym, którego poszukują polskie służby.