W poniedziałek 10 września około 8:30 nad ranem po pomoc straży pożarnej zgłosili się świadkowie niepokojącej sceny. Na linię alarmową dodzwoniły się osoby, które widziały moment wypadnięcia wędkarza z łódki i jego rozpaczliwe ruchy w wodzie. Strażacy przybyli we wskazane miejsce nad zalewem w Chańczy najszybciej, jak tylko mogli. Przyznają jednak, że byli gotowi na najgorsze.
- Gdy nasze zastępy przyjechały na miejsce, okazało się, że poszkodowanego z wody wyciągnął inny wędkarz i na szczęście nie musieliśmy rozpoczynać akcji poszukiwawczej – przekazał kieleckiej „Wyborczej” oficer prasowy świętokrzyskiej straży pożarnej.
Oficer dyżurny w rozmowie z portalem wyborcza.pl zdradził też przyczynę zamieszania. Topiący się mężczyzna miał tłumaczyć, że „miał branie”, ale ryba okazała się dla niego zbyt silna i po prostu wciągnęła go pod wodę. Na pomoc topiącemu się wędkarzowi wysłano aż pięć zastępów straży pożarnej.
Czytaj też:
Babka bycza pojawiła się w mazurskich jeziorach. Miejscowym rybom grozi katastrofa