Jeden z liderów „żółtych kamizelek” nie pracuje od 10 lat. A i tak dostaje 2600 euro miesięcznie

Jeden z liderów „żółtych kamizelek” nie pracuje od 10 lat. A i tak dostaje 2600 euro miesięcznie

Przedstawiciele "żółtych kamizelek" podczas protestów
Przedstawiciele "żółtych kamizelek" podczas protestów Źródło:Newspix.pl / ABACAPRESS
Jean-Francois Barnaba jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych przedstawicieli „żółtych kamizelek”. Mężczyzna często pojawia się w telewizji i chętnie rozmawia z dziennikarzami. Ci postanowili sprawdzić, skąd ma tyle czasu na medialne wystąpienia.

Jak podaje serwis News Beezer, Jean-Francois Barnaba pojawia się w mediach od początku protestów organizowanych przez „żółte kamizelki”. Aktywista chętnie udziela wywiadów, szczególnie po sobotnich zamieszkach w Paryżu. Dziennikarze postanowili sprawdzić, czym zajmuje się na co dzień. Ten szczerze odpowiedział na wątpliwości reporterów. Interesowało ich, dlaczego otrzymuje 2600 euro miesięcznie z publicznych pieniędzy, skoro nie pracuje już od 10 lat.

twitter

Ile zostaje mu na życie?

– Płaci mi Departamentalne Centrum Zarządzania, czyli organizacja odpowiedzialna za przeklasyfikowanie bezrobotnych urzędników – przyznał Barnaba. Ostatnim stanowiskiem piastowanym przez Barnabę była funkcja dyrektora ds. kultury, turystyki i dziedzictwa w urzędzie departamentu Indre. – Teraz nie mam pracy jako takiej i nie otrzymałem oferty od 10 lat – dodał.

Były urzędnik zaznaczył, że cierpi z powodu obecnej sytuacji, a jego sytuacja nie wygląda tak kolorowo, jakby mogło się wydawać. – Mam siedmioro dzieci, z których utrzymuję trójkę. Na życie zostaje mi 800 euro. Nie mam niczego – podsumował.

Protesty we Francji

Protesty we Francji trwają już od 17 listopada. Od tego czasu w wielu miastach dochodziło do blokad dróg i zamieszek, z których najgwałtowniejsze obserwowano w Paryżu. Na antenie France 3 mer stolicy Anne Hidalgo poinformowała, że straty spowodowane protestem wynoszą obecnie około czterech milionów euro. Z kolei w całym kraju są to już kwoty liczone w miliardach euro.

Sprzeciw ulicy zmusił rząd do ustępstw. Premier Philippe w telewizyjnym wystąpieniu zapowiedział, że przynajmniej przez najbliższe pół roku nie będzie podwyżki akcyzy na paliwo, od której zaczęły się protesty. Zapewniał też, że zimą nie wzrosną ceny gazu i elektryczności. Dodatkowe opłaty były tłumaczone przez polityków koniecznością zadbania o środowisko naturalne.

Może okazać się, że refleksja polityków przyszła za późno. Protestujący, pomimo spełnienia ich początkowych postulatów, nie zamierzają bowiem kończyć z demonstracjami. Teraz domagają się podwyżki płacy minimalnej oraz rezygnacji Emmanuela Macrona. Na sobotę 8 grudnia zapowiedziano już ogromne zgromadzenie na Polach Elizejskich. Francuscy komentatorzy są pewni, że znów dojdzie do zamieszek.

Czytaj też:
Francja. Rząd robi krok w tył. Protestujący wydłużają listę żądań

Źródło: newsbeezer.com