Można leczyć raka piersi. Ale nie w Polsce. „Nie mogę sięgnąć po pomoc, bo nie mam pieniędzy”

Można leczyć raka piersi. Ale nie w Polsce. „Nie mogę sięgnąć po pomoc, bo nie mam pieniędzy”

Pierś, zdj. ilustracyjne
Pierś, zdj. ilustracyjne Źródło: Shutterstock / BigmanKn
Polki umierają na raka piersi. A minister zdrowia nie refunduje leku, który mógłby im pomóc.

– Mam dwóch synów. Pewnie, że fajnie byłoby zatańczyć na ich weselu, ale najważniejsze, żeby zdążyć ich odchować, dożyć, aż skończą osiemnastkę – mówi Marika Dąbrowska, 34-latka z zaawansowanym rakiem piersi. Mówi, jakby chciała usprawiedliwić swoje oczekiwania: – Starszy ma 12, a młodszy 9 lat. Ja wiem, że to już nie są takie małe dzieci. Ale mają szkołę, zaczynają dojrzewać, potrzebują jeszcze mamy.

Marika wie, że jej choroby nie da się wyleczyć. Jednak ma szansę przeżyć kilka, a może i kilkanaście lat bez progresji. Szansa nazywa się rybocyklib, a jej jedna dawka kosztuje 10 tys. zł. Marika powinna przyjąć 25 dawek, potrzebuje więc 250 tys. zł.

– Wiem, że jest dla mnie pomoc, ale nie mogę po nią sięgnąć, bo nie mam pieniędzy – mówi. Dlatego na portalu zrzutka.pl prowadzi zbiórkę na kurację rybocyklibem. – Ciężko się zbiera – mówi. – Ludzie wciąż są bombardowani takimi prośbami, bo dziewczyny nie mają wyjścia, muszą się w ten sposób ratować. A kwota, którą muszę uzbierać jest ogromna, wystarczyłaby na mieszkanie. Zastanawiam się, co zrobię, kiedy już będę musiała zacząć brać lek, a będę miała tylko część sumy. Kilka dawek nic nie pomoże. Zaczynać wtedy?

– Miałam nowotwór hormonozależny, za mną mastektomia, półroczna chemioterapia, radioterapia, jestem w trakcie hormonoterapii – mówi Urszula Dragan, działaczka Partii Zieloni, ekolożka, matka 5-letniej dziewczynki. – Od zakończenia leczenia nie minął rok, w moim przypadku ryzyko wznowy utrzymuje się 15 lat i więcej, a największe jest teraz, do 4 – 5 lat po leczeniu. Co trzy miesiące mam badania kontrolne. Za każdym razem konfrontuję się z lękiem, czy leczenie zadziałało. Bo jeśli nie, to mam kłopot.

Ów kłopot polega na tym, że jej też mógłby pomóc rybocyklib. Jednym ze sposobów zdobycia leku, oprócz jego kupna, jest zakwalifikowanie się do badań klinicznych, które finansują firmy farmaceutyczne. Dostęp do takich programów jest jednak ograniczony.

Inhibitory CDK4/6, tzw. cykliby (czyli rybocykliby, palbocykliby, abemacykliby) to nowoczesne leki przeciwnowotworowe, które dają szansę na wydłużenie życia i dobre funkcjonowanie pacjentkom z zaawansowanym rakiem piersi. Chore potrzebują ich, jeśli następują wznowy i przerzuty. Jednak właśnie w tym najtrudniejszym momencie, gdy choroba jest szczególnie groźna, pacjentki są pozbawione nowoczesnej terapii. Polska jako jeden z nielicznych krajów UE nie refunduje jej, chociaż robią to nawet kraje mniej lub podobnie zamożne, np. Chorwacja czy Węgry. W Polsce wciąż nie zapadła decyzja o refundacji.

Rak piersi to u nas najczęstsza przyczyna śmierci kobiet z powodu nowotworu. Jest rozpoznawany u 18 tys. kobiet rocznie. To choroba państw rozwiniętych, jednak kraje UE radzą sobie z nią i tam umieralność z jej powodu systematycznie spada. W Polsce – rośnie.

70 proc. zachorowań na nowotwór piersi to rak hormonozależny HER2 ujemny. Wznowy i przerzuty mogą w jego przypadku występować nawet po kilkudziesięciu latach. Właśnie wtedy potrzebne są cyklidy. Pacjentki z tą diagnozą boją się więc podwójnie, bo kiedy przyjdzie pogorszenie, zostają bez skutecznej pomocy.

– Bardzo chcę wierzyć w skuteczność leczenia i nie nastawiać się na wznowę, lecz nie da się ukryć, że żyję z taką perspektywą – mówi Urszula Dragan.

Czytaj też:
Była dziennikarka TVN walczy z rakiem piersi. „Może pan spać w nocy, panie ministrze?”

Cały artykuł opublikowany jest w 33/2019 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.