Zaginione w Legnicy dziecko odnalazło się po 26 latach? Policja zbada DNA kobiety z USA

Zaginione w Legnicy dziecko odnalazło się po 26 latach? Policja zbada DNA kobiety z USA

Monika Bielawska
Monika Bielawska Źródło:KMP w Legnicy
W 1994 roku z wózka sprzed apteki w Legnicy skradziono dziecko, którego od tamtej pory nie udało się odnaleźć. Po 26 latach z polską policją skontaktowała się jednak kobieta, która twierdzi, że może chodzić właśnie o nią. Na potwierdzenie jej słów trzeba będzie poczekać odrobinę dłużej ze względu na utrudnienia powodowane przez pandemię koronawirusa.

Półtoraroczna dziewczynka zniknęła podczas spaceru z dziadkami i ojcem. Kiedy seniorzy udali się do apteki, zostawiając dziecko pod opieką ojca, widzieli je po raz ostatni. – Byliśmy z mężem, wnuczką i Robertem u lekarza. Weszłam do apteki, żeby kupić dziecku leki. Robert został z dzieckiem. Gdy wyszłam z apteki już ich nie było – opowiadała babcia porwanej.

Policja poszukiwała dziecka i ojca przez wiele lat. Mężczyzna do kraju wrócił dopiero w 2008 roku, po otrzymaniu listu żelaznego. Sąd skazał go na 15 lat więzienia za porwanie i sprzedaż córki. Karę zaczął on odbywać dopiero w 2013 roku. Jeszcze w trakcie procesu zmieniał swoje zeznania i twierdził, że jest niewinny. Prawdę o tym zdarzeniu niespodziewanie może teraz ujawnić sama porwana.

– Skontaktowała się z nami 27-letnia osoba z zagranicy, która twierdzi, że jest dziewczynką z Legnicy, która zniknęła w 1994 roku. Kobieta niedawno dowiedziała się, że jest osobą adoptowaną i zaczęła poszukiwać swej prawdziwej tożsamości. Na jednym z portali o osobach zaginionych natknęła się na sprawę z Legnicy. I twierdzi, że odpowiada rysopisowi – przekazała oficer prasowa policji w Legnicy mł. aspirant Jagoda Ekiert.

Babcia zaginionej podkreśla, że zdjęcia kobiety ze Stanów Zjednoczonych wykazują rodzinne podobieństwo. Sprawę zbada jeszcze policja, porównując materiał DNA matki oraz 27-latki. Z powodu zamkniętych granic występuje problem z uzyskaniem materiału od Polki pracującej obecnie w Niemczech.

Źródło: Gazeta Wyborcza