15 maja do mieszkania 22-letniej Magdaleny i 26-letniego Jakuba, rodziców trzyletniej Leny i czteromiesięcznego Oskara, zapukała policja. Funkcjonariusze przyszli zabrać 22-latkę do aresztu w związku z nieopłaconymi mandatami. Ojca dzieci nie było w tym momencie w domu. 26-latek pracuje na budowach po całej Polsce. — Nie miałem szans, by zdążyć w dwie godziny, a tyle czasu dostałem od policjanta — opowiada „Interwencji”.
Choć Lena i Oskar mogliby zostać pod opieką 71-letniej babci Haliny, z którą mieszkały, funkcjonariusze się nie wyrazili na to zgody. — Nic kompletnie, żadnych dokumentów, tylko "książeczki proszę oddać i akty urodzenia”. Ja mówię, czy ja nie mogę zostać z dziećmi? „Nie, bo pani jest za stara i pani sobie nie poradzi” — mówi prababcia dzieci.
Starsza kobieta tłumaczyła, że niedługo przyjdzie jej córka, pani Monika, i jej pomoże. To jednak nie przekonało policjantów. Dzieci zabrano i rozdzielono na dwie rodziny zastępcze. — Nie dali mi żadnej szansy, żadnego kuratora ani żadnej opieki, asystenta. Powinni przyjść i sprawdzić mnie, czy ja sobie daję radę czy nie — tłumaczy pani Halina.
Kilkumiesięczny chłopiec trafił do rodziny zastępczej. Cztery dni później zmarł
Od razu po odebraniu dzieci rodzina zaczęła walkę o ich odzyskanie. Niestety było za późno. Cztery dni później czteromiesięczny Oskar zmarł w rodzinie zastępczej. To, jak do tego doszło, nie jest jasne. — Z tego co wiem, to się zachłysnęło. Na początku była wersja, że kawałkiem buraka, nie wiem, to nie jest potwierdzone. Obstawiam, że dziecko było nakarmione mlekiem i nie zostało postawione do odbicia się — opowiada „Interwencji” pani Monika, babcia dzieci.
Kobieta prosiła o wgląd do akt, ale nie uzyskała zgody. Jak mówi, usłyszała w prokuraturze, że dostanie go, kiedy sprawa się zakończy. Obawiam się, że jak się zakończy, to już nic nie będę mogła zrobić — stwierdza.
Sprawą śmierci chłopca zajmuje się policja i prokuratura. — Śledztwo jest wszczęte w kierunku art. 155 kodeksu karnego, czyli nieumyślnego spowodowania śmierci — informuje Remigiusz Krynke z Prokuratury Okręgowej w Warszawa-Praga. Samo dochodzenie toczy się „w sprawie” i nikomu nie zostały przedstawione ani ogłoszone żadne zarzuty.
— Cały czas trwają czynności dowodowe. Przeprowadzono sekcję zwłok i nie wykazała ona jakichkolwiek obrażeń, które wskazywałyby na to, że do śmierci dziecka przyczyniły się urazy mechaniczne, a w drogach oddechowych nie stwierdzono treści pokarmowej. Wstępne wyniki sekcji wskazują na to, że przyczyną zgonu była niewydolność krążeniowo-oddechowa lub pokarmowa — przekazał prokurator.
O to, dlaczego dzieci zostały zabrane z domu, „Interwencja” zapytała także policję i Warszawskie Centrum Pomocy Rodzinie. Policja nie udzieliła odpowiedzi na pytanie. Odpowiedział za to stołeczny ratusz.
— Warszawskie Centrum Pomocy Rodzinie nie podejmuje decyzji odnośnie zabezpieczenia dzieci poza rodziną. Takie kompetencje ma sąd, policja, ewentualnie pracownik socjalny. W tym przypadku decyzję o zabezpieczeniu dzieci poza rodziną podjęła policja, która nie zdecydowała się na powierzenie opieki nad dziećmi innym osobom bliskim — przekazała dziennikarzom Monika Beuth, rzeczniczka prasowa i zastępczyni dyrektorka Urzędu m.st. Warszawy.
Policja reaguje na reportaż. „Dobro dzieci stanowiło wartość nadrzędną”
Odpowiedź ze strony Komendy Stołecznej Policji w postaci oświadczenia pojawiła się dopiero po emisji reportażu. „Chcielibyśmy przedstawić informacje, które z uwagi na istotny interes społeczny i zainteresowanie opinii publicznej są niezbędne dla wyjaśnienia roli policjantek podejmujących czynności w powyższej sprawie” — czytamy w nim.
„Na wstępie należy podkreślić, że Policja działa na podstawie i w obrębie obowiązującego prawa, a dobro dzieci stanowiło wartość nadrzędną naszych decyzji” — pisze stołeczna policja.
Komenda informuje, że podstawą interwencji 15 maja był nakaz doprowadzenia w celu odbycia kary pozbawienia wolności wydany w stosunku do matki dzieci przez Sąd Rejonowy dla Warszawy Pragi-Południe. „Ze względu na małe dzieci czynności prowadzono w sposób mający maksymalnie ograniczyć jakiekolwiek negatywne skutki” — zaznaczono.
I dalej: „Na miejscu zastano matkę z dwójką małych dzieci, prababcię i dwie dorosłe osoby, które z uwagi na swoją niepełnosprawność wymagały także bieżącej opieki ze strony prababci. Tak wynikało z informacji przekazanych policjantkom przez domowników”.
KSP: Ojciec dzieci jest poszukiwany
„Ojciec dzieci nie zamieszkiwał wspólnie z ich matką — jest on osobą poszukiwaną przez Policję i ukrywa się przed wymiarem sprawiedliwości. Matka dzieci nie chciała przekazać informacji o miejscu jego pobytu” — pisze policja.
Jak czytamy, „prababcia poinformowała interweniujące policjantki, że matka dzieci nie przykłada wagi do okresowych badań kontrolnych maluchów, trzyletnia dziewczynka nie mówi, a mama dziecka nie starała się diagnozować przyczyn takiego stanu i konsultować ich z lekarzami”.
„Te informacje wskazywały, że opieka nad dziećmi ze strony matki mogła być pełniona w sposób niewłaściwy, a prababcia nie miała możliwości jej polepszenia ze względu na pozostające pod jej pieczą dwie dorosłe niepełnosprawne kobiety” — pisze policja.
Komenda pisze: „Policjantki zwróciły także uwagę na zachowanie trzyletniej dziewczynki, która po wejściu funkcjonariuszek do mieszkania wtuliła się w jedną z nich, nie chciała pozwolić na rozdzielenie i nie wykazywała zainteresowania osobą mamy”.
„Powyższe było przyczyną, dla której policja powiadomiła o sytuacji Warszawskie Centrum Pomocy Rodzinie i przekazała dzieci przybyłym na miejsce pracownikom tej instytucji” — napisano w oświadczeniu.
Czytaj też:
Zdewastowali dom bez powodu. Wśród sprawców dzieci w wieku szkolnymCzytaj też:
Pseudokibice siali strach w Chorzowie. Atakowali przypadkowe osoby