Banalizacja śmierci

Banalizacja śmierci

Dodano:   /  Zmieniono: 
„Choć goni nas czas” to niebezpieczne igranie ze śmiercią. Tak poważny temat nie zasługuje na tak infantylne traktowanie.
Ameryka się starzeje. A że współcześni emeryci żyją coraz dłużej i mają coraz więcej pieniędzy, to show-biznes szuka możliwości, aby zarobić także na nich. Jednym z pomysłów jest film „Choć goni nas czas" (swoją drogą polski dystrybutor wymyślił bardzo pompatyczny tytuł dla tego, bądź co bądź, komediowego dzieła). Dwóch panów, Jack Nicholson i Morgan Freeman, rusza w podróż swego życia, która ma być wariacją na temat hasła: jeśli nie żyjesz na krawędzi, to zajmujesz zbyt dużo miejsca. Nie ważne, że takie postulaty zwykle realizują ludzie młodzi. Ważne, że dzięki temu film ma tempo i wartką akcję. A także działa ku pokrzepieniu serc – przecież emeryci również mają prawo do przygód i zastrzyku adrenaliny.

Pomysł szlachetny, ale wykonanie przeciętne. Owszem, reżyser Rob Reiner to sprawny rzemieślnik – jak każdy zresztą w Hollywood. Film zrobiony jest więc dobrze, ale nie ma w nim za grosz fantazji. Banał goni banał. Nicholson zgodnie ze swoim odwiecznym emploi jest tym złym, który podrywa młode dziewczyny i namawia innych do grzechu. Freeman, oczywiście, jest jego odwrotnością – zresztą ten aktor już od pewnego czasu specjalizuje się w rolach domorosłych filozofów komentujących z offu poczynania innych. Całość łatwo więc sobie wyobrazić – mimo że nasi bohaterowie nie potrafią usiedzieć w miejscu i w ciągu półtoragodzinnego filmu zdążyli zwiedzić cały świat.

I właściwie nie byłoby o czym pisać – ot, przeciętny film z Hollywood, który frekwencje w kinach robi tylko dzięki świetnej reklamie i gwiazdorskiej obsadzie. Ale „Choć goni nas czas" dotyka kwestii, której w typowych amerykańskich produkcyjniakach się nie porusza: śmierci. Po to właśnie Reiner wprowadził do filmu filozofa-Freemana – aby ten (z offu, oczywiście) mówił nam, co mamy sądzić o przemijaniu. Wyszło to koszmarnie, chyba jeszcze nigdy w historii kina śmierć nie została tak zbanalizowania. Być może Reiner liczył, że w ten sposób pomoże rzeszom amerykańskich emerytów uporządkować myśli i nabrać dystansu przed nieuchronnym. Przeliczył się. Niech ręka boska go chroni od zabierania się za poważne tematy w przyszłości. Specjalista od orgazmów (w końcu to on stworzył słynną scenę w restauracji w filmie „Kiedy Harry poznał Sally”) nie powinien stawiać znaku równości między nimi a śmiercią.

„Choć goni nas czas" („The Bucket List”), reż. Rob Reiner, USA, 2007