Fałszywy romans

Dodano:   /  Zmieniono: 
„Kochanka Lady Chatterley” sfilmowanego przez Francuzów ogląda się tak, jakby słuchało się włoskiej wersji „Mazurka Dąbrowskiego”. Niby o Italii w naszym hymnie sporo – ale nawet najlepsze wykonanie przez Włocha nie odda sensu utworu.
W tym tygodniu mamy prawdziwy festiwal francusko-brytyjski. Prezydent Nicolas Sarkozy wraz z Carlą Bruni pojechali do Londynu z oficjalną wizytą – pierwszą od 12 lat. Francuscy piłkarze dokopali angielskim w towarzyskim meczu. A do tego jeszcze na polskie ekrany wchodzi francuski film oparty na klasyce brytyjskiej literatury, książce D.H. Lawrence’a „Kochanek Lady Chatterley". Biorąc pod uwagę przysłowiowe już animozje między tymi dwoma nacjami, to intensywność tych kontaktów naprawdę zadziwiająca.

Ale jeśli dochodzi do zacieśniania więzi nad kanałem La Manche, to Lawrence idealnie nadaje się na patrona takiego sojuszu. Ten pisarz z początku XX wieku jak mało kto łączy oba kraje. Urodził się i tworzył na Wyspach – tam był jednak niezrozumiany i wyklęty, musiał więc uciekać. Przystań znalazł we Francji, gdzie zmarł w wieku zaledwie 45 lat. Znani ze swobody obyczajowej Francuzi docenili jego erotyczne prowokacje, które ściśnięci w gorsecie zasad moralnych Brytyjczycy odrzucali.

Lawrence na Wyspach był wyklęty m.in. za „Kochanka Lady Chatterley". Opis romansu damy z wyższych sfer z prostym gajowym, w dodatku bogato inkrustowany erotycznymi opisami, gorszył Brytyjczyków. Dziś ta książka to jednak klasyka angielskiej literatury. I – mimo że Brytyjczycy odrzucili Lawrence’a – to oni powinni zajmować się ekranizacją jego dzieł. Bo jego powieści są na wskroś angielskie. Reżyserka Pascale Ferran świetnie wprawdzie oddała sielskość angielskiej wsi, idealnie odtworzyła stroje i sposób zachowania angielskiej arystokracji, ale jednak ten film ogląda się fałszywie. Głównie z powodu języka. Anglicy to oschły naród – i tacy są też bohaterowie „Kochanka..." z gajowym Parkinem na czele. Tymczasem francuski to język miłości: delikatny, subtelny, czuły. Do narracji bestselleru Lawrence’a pasuje jak kwiatek do kożucha. I to psuje cały klimat filmu. Ogląda się go dobrze, ale z tyłu głowy cały czas brzęczy przekonanie: coś z tym filmem jest nie tak. Zamiast więc oglądać go w kinie, lepiej wypożyczyć wersję Kena Russella z 1993 roku – tamta jest brytyjska z krwi i kości. Tak jak książka Lawrence’a.

„Kochanek Lady Chatterley" („Lady Chatterley et l'homme des bois"), reż. Pascale Ferran, Belgia/Francja/Wielka Brytania, 2006