Karygodny brak śmieci

Karygodny brak śmieci

Dodano:   /  Zmieniono: 
W małej miejscowości na południu Polski wybuchła kilka tygodni temu tzw. "lokalna afera": Straż miejska zaczęła karać mandatami mieszkańców, którzy "produkują" śmieci… poniżej obowiązującej normy.
Mieszkańcy ci są w trybie karnym (czyli pod groźbą doprowadzenia siłowego) wzywani na przesłuchania, przesłuchiwani jako podejrzani o popełnienie wykroczenia i karani 500-złotowymi mandatami. W związku z tym, że "nie wyrabiają" oni normy produkcji śmieci, strażnicy podejrzewają, że wywożą je do lasu lub palą.

Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że strażnicy mają rację, chroniąc przyrodę przed niewyedukowanymi ekologicznie ludźmi. Rzeczywiście można mówić o pladze wyrzucania śmieci po lasach. I coś z tym niewątpliwie trzeba zrobić. Wydaje się oczywiste, że ludzi, którzy zaśmiecają przyrodę, trzeba karać.

Jednak tutaj sytuacja jest od początku do końca paranoiczna. Po pierwsze: nie ma czegoś takiego jak "norma produkcji śmieci". Inną ilość będzie produkować choćby matka przebywająca na urlopie wychowawczym, inną yuppie, który większość dnia spędza w pracy, a ani grama śmieci nie wyprodukuje ktoś, kto wyjechał na wczasy.
Dlatego nie ma innego wyjścia jak pobierać opłatę uzależnioną od ilości wytwarzanych śmieci.

Po drugie, kłóci się z zasadą domniemania niewinności karanie ludzi mandatami tylko na podstawie mniej lub bardziej uzasadnionego podejrzenia. Według cywilizowanego prawa, aby kogokolwiek ukarać, trzeba mieć dowody jego winy.