Jeśli jednak ambasadorzy wytrzymają alkoholowe szkolenie, mogą liczyć na to, że poznają nie tylko historię polskiej wódki, ale również przepisy na różne potrawy, a na koniec otrzymają nawet specjalne certyfikaty potwierdzające uczestnictwo w kursie. Pod warunkiem, że organizatorzy będą pamiętać, iż cztery promile alkoholu we krwi nie zabijają Polaków i Rosjan, ale mogą się okazać niebezpieczne dla przedstawicieli innych nacji.
To, że w akcje promowania polskiej wódki i utrwalanie stereotypu Polaków jako narodu poświęcającego długie wieczory na opróżnianie kolejnych butelek alkoholu, angażuje się Stowarzyszenie Polska Wódka można zrozumieć. Dlaczego jednak w akcję te angażuje się MSZ? Czy wizerunek Polaka-alkoholika ma ułatwić nam prowadzenie polityki zagranicznej? Być może chodzi o to, aby ewentualne gafy polskich polityków tłumaczyć "pomrocznością jasną"? A może chodzi o to, że zagraniczni dyplomaci nie są w stanie zrozumieć polskiej zawiłości polskiej polityki na trzeźwo? Jak to mówią Rosjanie - "bez wódki nie rozbieriosz".
agn, arb