Promieniowanie - nie takie straszne...

Promieniowanie - nie takie straszne...

Dodano:   /  Zmieniono: 
Promieniowanie jonizujące może zabić, - takie panuje przekonanie zwłaszcza po zrzuceniu bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki. Tymczasem promieniowanie jonizujące nawet w zwiększonych dawkach nie musi być szkodliwe, a małe dawki mogą nawet wpływać na poprawę zdrowia - wynika z analiz fizyka Krzysztofa Wojciecha Fornalskiego, przygotowanych w ramach pracy doktorskiej.
"Analizowałem wyniki badań, dotyczących częstości zgonów w wyniku chorób nowotworowych w grupach osób poddanych działaniu zwiększonego promieniowania jonizującego, np. pracowników przemysłu jądrowego. Okazuje się, że spośród tych osób nawet 20 proc. mniej umiera na raka, niż spośród ludzi, którzy nie są na to zwiększone promieniowanie narażeni" - powiedział Fornalski, który jako doktorant w Instytutcie Problemów Jądrowych w Świerku szuka odpowiedzi na pytanie, jak na organizmy żywe, w tym ludzi, wpływają małe dawki promieniowania.

Także rzadziej, chociaż nie zawsze tak znacząco, jak tłumaczył fizyk, na  nowotwory chorują osoby, które mieszkają w miejscach, gdzie z naturalnych przyczyn promieniowanie jest zwiększone. W najbardziej znanych "promieniotwórczych" miastach na  świecie: Ramsar w Iranie oraz Guarapari w Brazylii, według badań statystycznych, ok. 5  proc. mniej ludzi umiera na raka niż w miastach o przeciętnym poziomie promieniowania.

Promieniowanie jonizujące to takie, które może zmieniać struktury chemiczne poprzez odrywanie elektronów od atomów lub cząsteczek. Uszkodzenie struktur chemicznych, z których składają się komórki ciała, może prowadzić do choroby, a w przypadkach ekstremalnie dużych dawek do śmierci w wyniku tzw. ostrej choroby popromiennej. Może dojść też do uszkodzenia cząsteczek DNA, znajdujących się w jądrach komórek, co może wywołać nowotwór. Dlatego duże dawki promieniowania radioaktywnego są bardzo szkodliwe a nawet zabójcze - na poparcie tej tezy jest aż nadto dowodów.

Właśnie te dowody, według Fornalskiego, wypaczyły pogląd na szkodliwość promieniowania w ogóle. "Większość danych, które mamy na  temat szkodliwości promieniowania, mamy z miejsc, w których ludzie otrzymali bardzo duże dawki, przede wszystkim z Hiroszimy i Nagasaki po zrzuceniu bomb atomowych. Widać w nich, że ludzie, którzy byli narażeni na ogromne dawki promieniowania, masowo chorowali na nowotwory. Zależność była liniowa, czyli im większa dawka, tym większe ryzyko choroby" - powiedział fizyk.

Jak podkreślił, badania te doprowadziły do powstania poglądu, że im mniejsza dawka promieniowania, tym lepiej, czyli najzdrowiej byłoby nie stykać się z promieniowaniem jonizującym w ogóle. Jak tłumaczył Fornalski, ten pogląd nie jest słuszny.

"Po pierwsze, nie ma miejsc na świecie, w których nie byłoby promieniowania jonizującego. Ono występuje naturalnie w przyrodzie. Często spotykam się z przekonaniem, że promieniotwórczość wynaleźli ludzie. To nieprawda, ludzie ją odkryli, ale ona była zawsze wokół nas" - powiedział. Jak dodał, to, co szkodzi w nadmiarze, często jest dobroczynne w małych ilościach. "Tak jest np. z witaminami czy z solą kuchenną. Jeśli jest ich w organizmie za dużo, to źle, ale jeśli jest jej za mało, to też źle" - zaznaczył.

Ponadto, jak mówił, dawki naturalnego promieniowania w różnych miejscach bardzo się różnią, w zależności od krajobrazu, struktury i  składu gleby itp. "Mieszkaniec Wrocławia otrzymuje nieco mniejszą dawkę promieniowania niż mieszkaniec Krakowa. Gdyby we Wrocławiu zbudowano elektrownię jądrową, to dla przykładowego Kowalskiego, mieszkającego obok tej elektrowni, średnia dodatkowa dawka promieniowania pochodząca od elektrowni byłaby 30 razy mniejsza, niż dodatkowa dawka po przeprowadzeniu się do Krakowa" - podkreślił.

Wpływ niskich dawek promieniowania jonizującego na organizmy ludzi bada się trudno, bo  ewentualne skutki zdrowotne pojawiają się po bardzo długim czasie - kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu latach. "Nie da się w tym czasie kontrolować zachowań ludzi, ich trybu życia, diety oraz czynników ryzyka, np. palenia papierosów. Dlatego badając ludzi poddanych działaniu podwyższonego promieniowania trzeba mieć tzw. grupę kontrolną. Grupa ta musi w jak najmniejszym stopniu różnić się od grupy badanej, czyli musi być taki sam rozkład wieku, płci, dochodów, stylu życia i tak dalej. Dopiero porównując takie dwie grupy można ocenić jaki wpływ mają te  zwiększone dawki promieniowania" - powiedział Fornalski.

Część tego typu badań, jak mówił, wykazuje, że ekspozycja na podwyższone dawki promieniowania ma korzystny wpływ, obniżając ryzyko zachorowania na raka. Część wykazuje, że zwiększone promieniowanie w ogóle nie wpływa na zdrowie. Niestety badania na dużych społecznościach dają jedynie obraz statystyczny, który nie uwzgędnia różnic między poszczególnymi ludźmi.

"Póki co, nie udało się precyzyjnie określić jakie konkretnie dawki promieniowania są obojętne dla zdrowia, jakie korzystne, a od jakiego poziomu trzeba je uznać za szkodliwe. To dlatego, że każdy reaguje na promieniowanie inaczej. Inaczej reagują dzieci, osoby dorosłe, osoby w podeszłym wieku. Kobiety są bardziej odporne na promieniowanie niż mężczyźni, w niewielkim stopniu, ale  jednak" - wyjaśnił Fornalski.

Ponadto, jak zauważył fizyk, uzyskanie dowodów na korzystny wpływ małych dawek promieniowania pociągnęłoby za sobą konsekwencje nie  tyle zdrowotne, ile prawne, społeczne i finansowe. Np. pracownicy elektrowni jądrowych, szpitali czy laboratoriów, którzy stykają się ze źródłami promieniowania, mogliby stracić swoje dodatki za pracę w szkodliwych warunkach, bo limity możliwych do otrzymania dawek uległyby zwiększeniu.

"Stąd bierze się, moim zdaniem, opór pewnych grup przed szukaniem odpowiedzi na te pytania. Poza tym, przeciwnicy tej koncepcji używają argumentu, że o małych dawkach promieniowania nie  wiadomo nic pewnego i dlatego uważają, że bezpieczniej i łatwiej jest przyjąć szkodliwość każdego poziomu promieniowania. Niestety jest to jeden ze współczesnych mitów" - dodał Fornalski.

pap, em