Dzieło Cranacha trafiło do zbiorów na Wawelu w 1920 r. z rąk bpa Ignacego Dubiskiego. W czasie II wojny obraz zrabowano. Wrócił w 1968 r. Na jego prezentację nie pozwalał bardzo zły stan, szczególnie drewnianego podłoża, które miejscami było wyjedzone przez kołatka aż do warstwy malarskiej. Podjęta pod koniec lat 60. XX w. próba konserwacji jedynie pogorszyła stan podobrazia - zastosowana wówczas żywica spowodowała silne wygięcie desek. Ale jednocześnie wzmocniła wszystkie warstwy obrazu na tyle, że farba nie odpadła od resztek drewna.
Biorąc pod uwagę katastrofalny stan obrazu, wawelscy muzealnicy mówią, że obecnie prowadzona konserwacja po prostu uratowała go przed całkowitym rozpadem. - To jedna z największych i najbardziej skomplikowanych konserwacji obrazów na desce, jakie miały miejsce w polskich muzeach w ciągu ostatnich dwóch-trzech dekad" - ocenił w czwartek podczas prezentacji obrazu dla mediów wicedyrektor Zamku Królewskiego na Wawelu, Jerzy T. Petrus. "Dzięki niej odzyskujemy dzieło sztuki znakomite - podkreślił.
Trwającą rok konserwację obrazu poprzedziły pięcioletnie badania jego struktury i stanu zachowania oraz poszukiwanie metod i środków, którymi dzieło można uratować. Przeprowadzono szereg badań fizykochemicznych. Drewno, spoiwa i farby zostały prześwietlone na wszystkie możliwe sposoby. Konieczne było sięgnięcie do najnowocześniejszych technik cyfrowych, np. skanowania laserowego. Stan obrazu był tak zły, że badania - nawet te z użyciem skomplikowanej aparatury - przeprowadzano na Wawelu, bo podobrazie groziło rozpadem w transporcie.