„Efektownie" nie zawsze jest jednak synonimem słowa „efektywnie”. Pseudokibice nie pojawili się na polskich stadionach 3 maja. Towarzyszą nam od dawna. W latach dziewięćdziesiątych bitwy między kibicami a policją były stałym elementem sportowych widowisk. Wtedy też zamykano stadiony, karano kluby, załamywano ręce – a stadionowi chuligani spokojnie robili swoje. Bo ich nikt nie karał. Ot czasem po wyrwaniu krzesełka jeden czy drugi pseudokibic poczuł na sobie twardość policyjnej pałki – i potem mógł się chwalić przed kolegami, że jest stadionowym kombatantem. I za tydzień znów przychodził na stadion rozładować nadmiar adrenaliny w żyłach. Od tamtego czasu wiele się zmieniło – oprócz jednej rzeczy. Pseudokibice wciąż czują się bezkarni. Jak przesadzą to najwyżej dostanie się ich klubowi.
Z pseudokibicami miała niegdyś problem Wielka Brytania. I to naprawdę poważny problem. 29 maja 1985 roku w czasie finałowego meczu Pucharu Mistrzów stadionowi bandyci z Albionu zaatakowali włoskich kibiców. Pod naporem brytyjskiej hordy zawaliła się trzymetrowa ściana. Na oczach całej Europy zginęło 39 osób. Ówczesna premier Wielkiej Brytanii powiedziała wtedy: dość. Brytyjska federacja piłkarska pod naciskiem rządu wycofała kluby z europejskich pucharów zanim jeszcze karę nałożyła na nią UEFA. Na brytyjskich stadionach wprowadzono monitoring i obowiązkowe karty kibica, które pozbawiały pseudokibiców siły wynikającej z anonimowości. Chuligan, który miał ochotę wyrwać sobie krzesełko musiał liczyć się z tym, że już nigdy nie wejdzie na żaden brytyjski stadion. Poza tym wprowadzono horrendalnie wysokie kary finansowe za zakłócanie spokoju na piłkarskich obiektach, które – co najważniejsze – były egzekwowane. Karano winnych – nie wszystkich. Efekt? Dziś brytyjskie stadiony to jedne z najbezpieczniejszych miejsc na świecie.Nawet jeśli Legia i Lech już wszystkie mecze do końca sezonu będą rozgrywały przy pustych trybunach – problem pseudokibiców nie zniknie. Poczekają. Mają czas. I wrócą. Ze stadionów prędzej zniknie cała reszta piłkarskich fanów, którzy dziś czują się zrównani karą ze stadionowymi bandytami.
Całym sercem popieram walkę rządu z pseudokibicami – niech będzie radykalna, zdecydowana, może być nawet efektowna. Ale niech będzie też efektywna. Na razie bowiem rząd zaczął efektywną walkę z piłką nożną w ogóle, co sprawia, że zaczynam się bać o kluczyki do samochodu.