Wojna rządu z piłką nożną

Wojna rządu z piłką nożną

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dziś rząd zamyka stadiony by rozwiązać problem pseudokibiców. Czy jutro odbierze kluczyki wszystkim posiadaczom samochodów, by rozwiązać problem pijanych kierowców na polskich drogach?
Donald Tusk przeprowadził kolejny polityczny blitzkrieg. Po oczyszczeniu polskich miast z jednorękich bandytów i sklepów z dopalaczami przyszła kolej na stadionowych chuliganów. I znów było szybko, efektownie i radykalnie. 3 maja cała Polska widziała jak hordy współczesnych barbarzyńców demolują stadion w Bydgoszcz – a już dwa dni później owe hordy zostały wyrzucone ze stadionów w Poznaniu i w Warszawie. Niestety wraz z pseudokibicami ze stadionów wyrzucono też tysiące osób, które po prostu lubią oglądać piłkarskie mecze. Cóż – najwyraźniej wojna wymaga ofiar.

„Efektownie" nie zawsze jest jednak synonimem słowa „efektywnie”. Pseudokibice nie pojawili się na polskich stadionach 3 maja. Towarzyszą nam od dawna. W latach dziewięćdziesiątych bitwy między kibicami a policją były stałym elementem sportowych widowisk. Wtedy też zamykano stadiony, karano kluby, załamywano ręce – a stadionowi chuligani spokojnie robili swoje. Bo ich nikt nie karał. Ot czasem po wyrwaniu krzesełka jeden czy drugi pseudokibic poczuł na sobie twardość policyjnej pałki – i potem mógł się chwalić przed kolegami, że jest stadionowym kombatantem. I za tydzień znów przychodził na stadion rozładować nadmiar adrenaliny w żyłach. Od tamtego czasu wiele się zmieniło – oprócz jednej rzeczy. Pseudokibice wciąż czują się bezkarni. Jak przesadzą to najwyżej dostanie się ich klubowi.

Z pseudokibicami miała niegdyś problem Wielka Brytania. I to naprawdę poważny problem. 29 maja 1985 roku w czasie finałowego meczu Pucharu Mistrzów stadionowi bandyci z Albionu zaatakowali włoskich kibiców. Pod naporem brytyjskiej hordy zawaliła się trzymetrowa ściana. Na oczach całej Europy zginęło 39 osób. Ówczesna premier Wielkiej Brytanii powiedziała wtedy: dość. Brytyjska federacja piłkarska pod naciskiem rządu wycofała kluby z europejskich pucharów zanim jeszcze karę nałożyła na nią UEFA. Na brytyjskich stadionach wprowadzono monitoring i obowiązkowe karty kibica, które pozbawiały pseudokibiców siły wynikającej z anonimowości. Chuligan, który miał ochotę wyrwać sobie krzesełko musiał liczyć się z tym, że już nigdy nie wejdzie na żaden brytyjski stadion. Poza tym wprowadzono horrendalnie wysokie kary finansowe za zakłócanie spokoju na piłkarskich obiektach, które – co najważniejsze – były egzekwowane.  Karano winnych – nie wszystkich. Efekt? Dziś brytyjskie stadiony to jedne z najbezpieczniejszych miejsc na świecie.

Nawet jeśli Legia i Lech już wszystkie mecze do końca sezonu będą rozgrywały przy pustych trybunach – problem pseudokibiców nie zniknie. Poczekają. Mają czas. I wrócą. Ze stadionów prędzej zniknie cała reszta piłkarskich fanów, którzy dziś czują się zrównani karą ze stadionowymi bandytami.

Całym sercem popieram walkę rządu z pseudokibicami – niech będzie radykalna, zdecydowana, może być nawet efektowna. Ale niech będzie też efektywna. Na razie bowiem rząd zaczął efektywną walkę z piłką nożną w ogóle, co sprawia, że zaczynam się bać o kluczyki do samochodu.