W hiszpańskiej Pampelunie, jak co roku rozpoczęły się gonitwy byków i ludzi (często skacowanych imprezowiczów) ulicami starego miasta. 6 rannych.
Barwna fiesta zwana "sanfermines" przyciąga do Pampeluny tysiące turystów, którzy chcą oglądać emocjonujące biegi byków rozgrywane na wąskich uliczkach miasta. Każdego ranka wypuszcza się kilka zwierząt, które wieczorem giną podczas corridy na miejscowej arenie. Przed nimi biegną setki młodych ludzi, spragnionych mocnych wrażeń. Czasem przypłacają to śmiercią.
Pierwszy z ośmiu biegów ma miejsce zawsze 7 lipca. Jak zwykle, również w niedzielę rano do ucieczki przed sześcioma rozjuszonymi bykami, z których każdy ważył ponad pół tony, przyłączyły się setki młodzieńców. Do przebiegnięcia mieli trasę długości 825 metrów od zagrody dla zwierząt na arenę.
Wg sprawozdawców telewizyjnych, bieg należał do szczególnie niebezpiecznych. Zwierzęta ślizgały się na ulicach i odłączały od stada. Co najmniej dwóch mężczyzn dostało się na bycze rogi. Służby ratunkowe podały, że wielu uczestników zabawy jest w drodze do szpitala, stąd trudno oszacować liczbę poszkodowanych.
Gonitwy z udziałem byków sposobionych do walki organizowane są w Pampelunie od 1591 r. Od 1924 r., tj. od kiedy prowadzone są kroniki "sanfermines", 13 osób poniosło śmierć podczas gonitw. Ostatnim, który zginął od rogów byka, był 22-letni Amerykanin uczestniczący w biegu siedem lat temu.
Rannych jest wiele więcej, tym bardziej, że nieodzownym elementem pampeluńskiej fiesty jest nocna zabawa do upadłego, a do biegu zgłaszają się ludzie jeszcze podochoceni alkoholem. Niejeden z uczestników niedzielnej gonitwy miał za sobą 20 godzin nieustannej imprezy.
Tym razem wśród poszkodowanych jest 19-letnia Amerykanka, uderzona przez byka w lewą nogę, 20-letni Australijczyk, którego byk zaatakował rogami w lewe kolano i pewien 35-letni Brytyjczyk. Reszta to Hiszpanie. Są w szpitalu, ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
les, pap
Pierwszy z ośmiu biegów ma miejsce zawsze 7 lipca. Jak zwykle, również w niedzielę rano do ucieczki przed sześcioma rozjuszonymi bykami, z których każdy ważył ponad pół tony, przyłączyły się setki młodzieńców. Do przebiegnięcia mieli trasę długości 825 metrów od zagrody dla zwierząt na arenę.
Wg sprawozdawców telewizyjnych, bieg należał do szczególnie niebezpiecznych. Zwierzęta ślizgały się na ulicach i odłączały od stada. Co najmniej dwóch mężczyzn dostało się na bycze rogi. Służby ratunkowe podały, że wielu uczestników zabawy jest w drodze do szpitala, stąd trudno oszacować liczbę poszkodowanych.
Gonitwy z udziałem byków sposobionych do walki organizowane są w Pampelunie od 1591 r. Od 1924 r., tj. od kiedy prowadzone są kroniki "sanfermines", 13 osób poniosło śmierć podczas gonitw. Ostatnim, który zginął od rogów byka, był 22-letni Amerykanin uczestniczący w biegu siedem lat temu.
Rannych jest wiele więcej, tym bardziej, że nieodzownym elementem pampeluńskiej fiesty jest nocna zabawa do upadłego, a do biegu zgłaszają się ludzie jeszcze podochoceni alkoholem. Niejeden z uczestników niedzielnej gonitwy miał za sobą 20 godzin nieustannej imprezy.
Tym razem wśród poszkodowanych jest 19-letnia Amerykanka, uderzona przez byka w lewą nogę, 20-letni Australijczyk, którego byk zaatakował rogami w lewe kolano i pewien 35-letni Brytyjczyk. Reszta to Hiszpanie. Są w szpitalu, ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
les, pap