Jak informuje NASA, satelity badające aktywność Słońca zarejestrowały na powierzchni gwiazdy potężny rozbłysk. Choć możemy spać spokojnie bez obaw, że jakkolwiek może to wpłynąć na życie na Ziemi, to jest spora szansa na zorzę polarną - nawet w Polsce!
Rozbłysk słoneczny został zarejestrowany 10 września o przez satelitę SDO.
W trójstopniowej skali, gdzie "C" oznacza najsłabsze, zaś "M" - rozbłyski o średniej sile, zjawisko odnotowane 10 września zakwalifikowano jako X - najsilniejsze, przyznając mu podkategorię 1.6. Nie stanowi ono zagrożenia dla życia astronautów przebywających na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.
- Mimo to niektórzy z nas mogą odczuć uderzenie słonecznego podmuchu - podkreśliły służby prognozujące pogodę w kosmosie (National Weather Service's Space Weather Prediction Center, SWPC). Nie dosłownie oczywiście, jak podmuch wiatru, ale mieszkańcy oświetlonej części globu w ciągu godziny od rozbłysku mogli mieć problem z odbiorem fal radiowych.
- Mamy wszelkie powody, by podejrzewać, że rozbłysk zarejestrowany w środę 10 września wyemitował obłok plazmy w wyniku koronalnego wyrzutu masy - podkreślają badacze. - Od momentu rozbłysku obłok plazmy pokonuje dystans Słońce-Ziemia w czasie około 20-70 godzin - zaznaczają naukowcy. To oznacza burzę magnetyczną, której skutki mogą być już poważne - od czasowych zakłóceń komunikacji radiowej oraz przesyłania sygnałów GPS po uszkodzenie transformatorów sieci elektromagnetycznej. To najgorszy scenariusz, który mógłby sparaliżować funkcjonowanie całej społeczności ludzkiej.
Malowniczym "efektem ubocznym" burz elektromagnetycznych są zorze polarne. Szanse na obejrzenie spektaklu kolorowych świateł eksperci określają zgodnie z 9-stopniową skalą KP. Poziom 0 oznacza 100 proc. prawdopodobieństwa dojrzenia zorzy polarnej.
Dla Polski w nocy z piątku na sobotę między północą a godz. 3.00 nad ranem to prawdopodobieństwo wynosi KP7. Największą szansę na zauważenie zjawiska będą mieli mieszkańcy w województwach na północno-zachodnim krańcu kraju.
W trójstopniowej skali, gdzie "C" oznacza najsłabsze, zaś "M" - rozbłyski o średniej sile, zjawisko odnotowane 10 września zakwalifikowano jako X - najsilniejsze, przyznając mu podkategorię 1.6. Nie stanowi ono zagrożenia dla życia astronautów przebywających na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.
- Mimo to niektórzy z nas mogą odczuć uderzenie słonecznego podmuchu - podkreśliły służby prognozujące pogodę w kosmosie (National Weather Service's Space Weather Prediction Center, SWPC). Nie dosłownie oczywiście, jak podmuch wiatru, ale mieszkańcy oświetlonej części globu w ciągu godziny od rozbłysku mogli mieć problem z odbiorem fal radiowych.
- Mamy wszelkie powody, by podejrzewać, że rozbłysk zarejestrowany w środę 10 września wyemitował obłok plazmy w wyniku koronalnego wyrzutu masy - podkreślają badacze. - Od momentu rozbłysku obłok plazmy pokonuje dystans Słońce-Ziemia w czasie około 20-70 godzin - zaznaczają naukowcy. To oznacza burzę magnetyczną, której skutki mogą być już poważne - od czasowych zakłóceń komunikacji radiowej oraz przesyłania sygnałów GPS po uszkodzenie transformatorów sieci elektromagnetycznej. To najgorszy scenariusz, który mógłby sparaliżować funkcjonowanie całej społeczności ludzkiej.
Malowniczym "efektem ubocznym" burz elektromagnetycznych są zorze polarne. Szanse na obejrzenie spektaklu kolorowych świateł eksperci określają zgodnie z 9-stopniową skalą KP. Poziom 0 oznacza 100 proc. prawdopodobieństwa dojrzenia zorzy polarnej.
Dla Polski w nocy z piątku na sobotę między północą a godz. 3.00 nad ranem to prawdopodobieństwo wynosi KP7. Największą szansę na zauważenie zjawiska będą mieli mieszkańcy w województwach na północno-zachodnim krańcu kraju.