Mokre święto (aktl.)

Mokre święto (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Z ludowych tradycji Wielkanocnego Poniedziałku najpopularniejszy jest zwyczaj wzajemnego polewania się wodą. W wielu regionach przetrwały także inne zwyczaje, które ostatnio cieszą się rosnącym zainteresowaniem turystów.
Poniedziałek Wielkanocny, w tradycji ludowej znany jako "śmigus-dyngus", albo "lany poniedziałek nie mógł się obejść bez "śmigusa", czyli smaganie rózgami po nogach i udach, zaś "dyngusa" - oblewanie wodą i zbieranie datków stanowiących wielkanocny "okup".

W miastach panowie korzystali ze śmigusa-dyngusa bardzo skromnie, spryskując panny najwyżej wodą różaną. Na wsiach w ruch szły wiadra i kubły. Przemoczona odzież i mokre włosy świadczyły o  powodzeniu panny.

W wielu krajach przez długi czas świętowano Wielkanoc przez 3  dni, także w Polsce. Przypomina o tym obyczaj dyngusa. W  Poniedziałek Wielkanocny panowie oblewali panie, a we Wtorek Wielkanocny, zwany trzecim świętem wielkanocnym - panie oblewały panów.

Dziś drugi dzień Świąt Wielkanocnych, traktowany przez polski Kościół katolicki jako kontynuacja święta zmartwychwstania Chrystusa. Poniedziałek zwyczajowo przeznaczony jest na  odwiedzanie rodziny i znajomych, w przeciwieństwie do Niedzieli Wielkanocnej, którą spędza się w gronie najbliższych.

Konne procesje

W kilku śląskich wsiach i miasteczkach odbyły się tradycyjne konne procesje, w czasie których rolnicy objeżdżali pola prosząc o urodzaj i dobre plony. Zwyczaj ten zachował się głównie w zachodniej części woj. śląskiego, m.in. w Raciborzu-Sudole, Bieńkowicach i PietrowicachWielkich na ziemi raciborskiej, a także... w Ostropie - dzielnicy Gliwic. Od kilku latprocesje przyciągają także wielu turystów.

Jeźdźcy na paradnie przystrojonych koniach przy dźwiękach dzwonów i orkiestry dętej j wyruszają spod kościoła parafialnego na nabożeństwo błagalne przy polowym ołtarzu, gdzie rolnicy proszą Zmartwychwstałego Jezusa o urodzaj. Procesję prowadzi ksiądz w stroju liturgicznym, a jej uczestnicy śpiewają pieśni wielkanocne, pątnicze i maryjne.

"Trudno dokładnie określić, jak stary jest to zwyczaj. Etnografowie określają jego wiek na ok. 300 lat. Ale najstarsze pisemne przekazy pochodzą z końca XIX wieku. Dowiadujemy się z nich np. że pewnego razu uczestnicy procesji na swojej drodze napotkali procesję z innej parafii i pobili się o figurę Chrystusa Zmartwychwstałego" - powiedział proboszcz parafii pw. św. Wita, Modesta i Krescencji w Pietrowicach Wielkich, ks. Damian Rangosz.

Po nabożeństwie kawalkada z tej miejscowości objechała pola, które ksiądz święcił. Na polnej drodze odbył się konny wyścig młodzieńców o pierwsze miejsce dla jeźdźca oraz tytuł najlepszego konia. Procesja kończy się ludowym festynem.

Niegdyś w procesjach brali tu udział niemal wszyscy miejscowi gospodarze, a pochód zyskał miano "Procesji stu koni". Dziś jest ich mniej, ponieważ coraz mniej rolników hoduje konie - na terenie pietrowickiej parafii jest ich tylko 12. Dlatego w procesji często uczestniczą również jeźdźcy z pobliskich stadnin, na sportowych koniach. Część wiernych jedzie w powozach.

Według etnografów, śląskie konne procesje to ciekawy przykład żywej i ważnej dla miejscowej ludności tradycji, która przetrwała w niezmienionym kształcie. Niektórzy wywodzą jej początki od morawskiego zwyczaju "chodzenia za Bogiem" - wychodzenia z domu, aby spotkać się ze Zmartwychwstałym i zamanifestować swoją radość. Inni wskazują, że zwyczaj przywędrował z Bawarii. O tym, że uczestnicy procesji jadą konno mógł zadecydować kult św. Jerzego. W dniu tego świętego gospodarze udawali się niegdyś konno do proboszcza, by ten pobłogosławił zwierzęta na trud prac polowych. Ponieważ wspomnienie św. Jerzego przypada w bliskim sąsiedztwie świąt - przeniesiono ów zwyczaj na poniedziałek wielkanocny.

Siude Baby

W drugi dzień Świąt Wielkanocnych w Wieliczce grasowały też Siude Baby, czyli przebrani za kobiety i usmoleni sadzami mężczyźni z batem i różańcem z ziemniaków. Zaczepiały one wychodzących z kościołów ludzi i żądały datków. Jeżeli ich nie dostały, strzelały z bata i dawały do pocałowania ubrudzony sadzami krzyż. Większość wychodzących z kościołów chętnie płaciła, bo "zainteresowanie" Siudej Baby podobno przynosi szczęście. Według podań, Siuda Baba była kapłanką słowiańskiej bogini Ledy. Pilnowała świętego ognia i źródełka w chramie na wzgórzu w Lednicy Górnej koło Wieliczki. Siuda Baba pełniła swoją rolę cały rok. Tylko raz, w poniedziałek wielkanocny, mogła znaleźć następczynię. Czyhała wtedy na dziewicę, która nie mogła się wykupić i zostawała Siudą Babą na następny rok. Obrzęd dotrwał do czasów chrześcijańskich.

W ostatnich latach Siuda Baba cieszy się coraz większym zainteresowaniem i na spotkanie z nią przyjeżdżają turyści z odległego o 15 km Krakowa. Zazwyczaj w tłumie przechadza się kilka Siudych Bab.

W tym roku po raz pierwszy przedstawiono zainscenizowane widowisko obrzędowe. Na scenie ustawionej w Ogrodzie Żupnym, położonym naprzeciwko kościoła parafialnego pw. Św. Klemensa, widzowie mogli zobaczyć taniec kapłanek, które podejmują próbę ucieczki w tłum; Siudą Babę, która strzelając z bata poszukuje następczyni, a także śmiguśników, którzy kroczą z ogródkiem i śpiewają pieśń o Zmartwychwstałym Jezusie.

Widowisko zaprezentował zespół "Mietniowiacy" do muzyki Stanisława Siudyszewskiego i Grzegorza Wierusa oraz scenografii Juliusza Chimiaka. Organizatorami był Miejski Dom Kultury w Wieliczce i Muzeum Żup Krakowskich.

Orszak Siudej Baby odwiedzał także domy w Lednicy Górnej, skąd wywodzi się ten zwyczaj.

em, pap