Nikt nie kwestionuje faktu, że działalność człowieka wiąże się, z emisją gazów cieplarnianych. Ale znacznie więcej CO2 w atmosferze ma ekologiczny "rodowód". Wiele naturalnych procesów w przyrodzie kończy się produkcją dwutlenku węgla. Z kolei około połowa metanu w atmosferze (a jest gazem bardziej cieplarnianym niż CO2) wyprodukowana została przez bakterie żyjące w torfowiskach, na bagnach i polach ryżowych. Czy ma zatem sens ograniczanie emisji gazów cieplarnianych? Jeżeli pochodzą one ze spalania węgla, ropy czy gazu, to jak najbardziej, bo przy okazji ogranicza się emisję znacznie bardziej szkodliwych dla organizmów żywych związków siarki i azotu. O tych ostatnich mówi się jednak bardzo rzadko, albo wcale, a wrogiem publicznym Nr 1 są gazy cieplarniane.
Proekologiczne działania są znakiem rozpoznawczym gubernatora Kalifornii Arnolda Schwarzeneggera. Wspiera badania związane z wykorzystaniem wodoru w komunikacji. Kilka miesięcy temu publicznie wypowiadał się na temat upowszechnienia w Kalifornii baterii słonecznych. Choć są one stosunkowo mało efektywnym źródłem energii elektrycznej, mogą podobać się mieszkańcom. Być może ekologiczne działania wypisane na sztandarach partii z założenia konserwatywnej, są sposobem na zdobycie poparcia w jednym z bardziej liberalnych stanów USA. Poparcia, które rośnie jeszcze szybciej, gdy chłopcem do bicia jest nielubiany prezydent George W. Bush. Podobnie jest z ograniczaniem emisji gazów cieplarnianych. Niewiele pomoże to środowisku naturalnemu, pomóc za to może samemu Schwarzeneggerowi i jego partii.