Marsjańska manna

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Marsjanin Mercano" pokazuje, że termin "kino narodowe" to archaizm.
Ciągle rozszerza się oferta polskich kin. Wcześniej firma dystrybucyjna Vivarto zaczęła wprowadzać do nich stare filmy (m.in. Petra Zelenki, Jana Sveraka, Josa Stellinga), teraz na rynek kinowy wchodzi nowy dystrybutor Manana, który chce specjalizować się w filmach latynoamerykańskich. Jej debiutem jest argentyńska animacja z 2002 roku "Marsjanin Mercano". Niskobudżetowa produkcja jest absurdalną wariacją o życiu pozaziemskim, trochę w stylu "Facetów w czerni", którzy twierdzili, że kosmici są wśród nas. Argentyński reżyser Juan Antin potwierdza tę tezę pokazując tylko, że różnią się od nas kolorem.

"Marsjanin Mercano" nawiązuje swą stylistyką do znanych już dzieł jak "Beavis and Butthead", "Miasteczko South Park", czy "Happy Friend Tree". Takich samych inspiracji można było dopatrzeć się w węgierskiej "Dzielnicy", która w tym roku pojawiła się na naszych ekranach. W Polsce trwają właśnie prace nad polską kreskówką zatytułowaną "Włatcy móch", która będzie przypominać "South Park". To najlepiej pokazuje, jak nasz świat jest mały i jak wszyscy mielą na nim te same pomysły. Argentyński "Marsjanin..." jest niezłym filmem, ale nie ma w nim ani jednego ujęcia, które pokazałoby życie w Argentynie. Jest natomiast mnóstwo o rzeczywistości wirtualnej, międzynarodowych koncernach, problemach wychowawczych - czyli o tematach, na jakie kręci się filmy na całym świecie. W dobie globalizacji to nie zaskakuje, w końcu wszyscy żyjemy w tym samym rytmie. Dziwi tylko dobór tego dzieła na debiut firmy Manana - bo jeśli w Ameryce Łacińskiej nie powstają dzieła bardziej osadzone w lokalnych realiach, to czemu dystrybutor zamierza ściągać do nas filmy tylko z tamtego kontynentu?


"Marsjanin Mercano" ("Mercano, el marciano"), reż. Juan Antin, Argentyna, 2002