Audyt tak, ale co z Rzeczpospolitą Biurokratyczną?

Dodano:
Posiedzenie Sejmu VIII kadencji Źródło: Sejm.gov.pl/Krzysztof Białoskórski
Audyt rozliczający poprzednią koalicję rządową nie jest paliwem które zapewni obecnej władzy wysokie notowania do kolejnych wyborów. Takim paliwem może być wyrwania państwa z rąk biurokracji.

„Rosłem wraz z moim biurem. Już nie uginaliśmy się pod ciężarem sprawozdań z terenu. Teraz teren drżał przed setkami moich kwestionariuszy sprawozdawczych. Na naszych maszynach można było obliczyć wszystko. Na przykład, ile każdy urzędnik zużywa spinaczy, co wykazywało wydajność jego pracy” – cieszył się Jan Piszczyk w „Zezowatym szczęściu”. Ten fragment filmu z 1960 r. jest aktualny.

Posłużmy się zaprezentowaną przez Pracodawców RP Białą Księgą „Stop biurokratyzmowi!”, będącą podsumowaniem III Polskiego Kongresu Gospodarczego. Piszczykowa sprawozdawczość? Proszę bardzo - jak wynika z badań prowadzonych przez Grant Thornton, w 2014 r. statystyczna mikrofirma powinna wypełnić i oddać urzędnikom 130 sprawozdań, a rekordziści składali ich nawet 207. I oczywiście im większa firma, tym więcej sprawozdań.

Prawo? Jak wynika z „Białej Księgi”, na koniec 2015 r. przedsiębiorca chcący przestrzegać przepisów podatkowych musiałby znać przepisy zawarte na łącznie 5811 stronach. Jest to stos dokumentów o wysokości około 40 cm. Do tego dochodzą interpretacje podatkowe i orzeczenia sądowe. W 2015 r. Polska wyprodukowała blisko 30 tys. stron aktów prawnych. Tworzymy 56-krotnie więcej przepisów niż Szwecja. Jak zauważył Andrzej Malinowski, prezydent Pracodawców RP, gdyby przedsiębiorca chciał na bieżąco zapoznawać się z nowymi przepisami, musiałby na to przeznaczać 3,5 godziny dziennie.

Nic dziwnego, że tysiące Polaków przenosi swoje firmy do Wielkiej Brytanii, Niemiec, Czech czy na Słowację. Bo nie ma takiego geniusza, który przedarłby się przez dżunglę przepisów, który nie popełnił w niej choćby drobnych uchybień. A kontrolerzy czyhają. Tylko do kontrolowania samych przedsiębiorstw mamy w Polsce 19 instytucji. Dochodzą do nich instytucje przeznaczone do kontrolowania ogółu obywateli. Wszystkie mogą z inicjatywy własnej lub cudzego donosu zatruć życie każdemu, nawet najbardziej wartościowemu obywatelowi.

Tu można przypomnieć historię prof. Henryka Skarżyńskiego, założyciela i dyrektora Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu w Kajetanach. Jest to największy ośrodek otolaryngologiczny w Polsce, który wykonuje najwięcej zabiegów operacyjnych w zakresie otorynolaryngologii na świecie. Specjaliści IFPS wykonują rocznie ok. 200 tys. konsultacji medycznych i 18 – 20 tys. procedur chirurgicznych. Za swe prekursorskie metody przywracania słuchu prof. Skarżyński jest laureatem wielu prestiżowych nagród i wyróżnień, w tym Prix Galien, uważanego za najważniejsze, po Nagrodzie Nobla, odznaczenie w dziedzinie medycyny.

I oto nagle jesienią 2013 r. Instytutem zainteresowały się ABW, CBA i prokuratura, pojawili się kontrolerzy z Ministerstwa Zdrowia i NFZ. Bo w Instytucie miało rzekomo dochodzić do ustawiania przetargów i konfliktu interesów. Co było źródłem podejrzeń, nie wiadomo. Dość, że kontrolerzy szukali, szperali, przesłuchiwali i liczyli piszczykowskie spinacze.

A co liczyli w Instytucie? Najważniejsze dla pacjentów sprzęty, przyrządy? Nie bardzo... Cisy, ławki i latarnie. I to dla kontrolerów zależnych od ministra Arłukowicza (można przypuszczać, że część z nich już w resorcie nie pracuje, podobnie jak z woli wyborców ministrem nie jest już Arłukowicz) było kluczowe. Wydaje się, że ta jakże ważna część kontroli miała ogromne znaczenie -  w szczególności dla tysięcy pacjentów, którzy każdego roku, dzięki zespołowi specjalistów z Kajetan, powracają do świata dźwięków. Najwyższej klasy specjalista i jego współpracownicy przeżyli mnóstwo przykrości, stresów i publicznych upokorzeń.

I co? I nic. NFZ oświadczyło, że nie znalazło nieprawidłowości, urzędnicy ministra Arłukowicza też wrócili do biurek, CBA przekazała co miała prokuraturze, a ta umorzyła śledztwo. Nic. Zero. Poza stratą czasu i pieniędzy publicznych funkcjonariuszy. I poza stratą czasu i nerwów przez prof. Skarżyńskiego i jego zespół.

Prof. Skarżyński  jest człowiekiem wyjątkowo odpornym, jednak wielu specjalistów i przedsiębiorców macha ręką na takie perspektywy kopania się z biurokratycznym koniem i nastawia życiowy kompas za Zachód. Wniosek: jeżeli Rzeczpospolita Biurokratyczna, tak radośnie rozwinięta przez koalicję PO – PSL nie zostanie pokonana, to niezależnie od tego kto wygra wybory, Polską będzie rządził Jan Piszczyk w jego sprawozdawczo-kontrolnym wcieleniu.

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...