Niemal 300 zabitych, ewakuacja Amerykanów, pilne posiedzenie RB ONZ. Coraz gorsza sytuacja w najmłodzym państwie świata
Walki, w których zginęło przynajmniej 272 osoby, rozpoczęły się 7 lipca, gdy żołnierze wierni prezydentowi próbowali zatrzymanych członków ochrony wiceprezydenta Rieka Machara, co zakończyła się wymianą ognia. Tego samego dnia ostrzelane zostały dwa pojazdy amerykańskich dyplomatów.
8 lipca walki rozprzestrzeniły się na całe miasto, w związku z czym prezydent Salva Kiir, Riek Machar oraz wiceprezydent James Wanna Igga spotkali się i zaapelowali we wspólnym oświadczeniu o spokój. W czasie ich spotkania wybuchła strzelanina między ochroniarzami Kiira i Machara, która przeniosła przynajmniej 115 zabitych.
W związku z falą przemocy w trybie pilnym zebrała się Rada Bezpieczeństwa, która wezwała strony konfliktu w Sudanie Południowym do zakończenia walk. Podjęto również zobowiązanie do rozważenia wzmocnienia mandatu misji UNMISS. Waszyngton poinformował, że zarządził ewakuację personelu dyplomatycznego z Dżuby. Sekretarz generalny Organizacji Narodów Zjednoczonych Ban Ki-moon nazwał walki "bezsensowną przemocą, która może zniweczyć proces pokojowy".
Starcia pokazały, że mimo iż w 2015 roku podpisano traktat pokojowy po 20-miesięcznej wojnie domowej, Sudan Południowy nadal trawiony jest wewnętrznym konfliktem. Obaj skonfliktowani politycy przyznali, że zdarzenie było „nieszczęsne”. Odniósł się do niego w sowim rocznicowym przemówieniu również prezydent Kiir. – Sudan Południowy stanie się wspaniałym dopiero gdy zaczniemy widzieć go na pierwszym miejscu zamiast plemion czy grup politycznych – mówił.
Sudan Południowy powstał w wyniku legalnej secesji od Sudanu 9 lipca 2011 roku. Przez dwa kolejne lata dochodziło w tym państwie do czystek etnicznych oraz starć z sąsiadami z północy. Pozbawienie w 2013 roku wiceprezydenta Rieka Machara stanowiska doprowadziło do wybuchu trwającej niemal 2 lata wojny domowej. Na mocy porozumień pokojowych z 2015 oku zwaśnione strony miały objąć urzędy publiczne.