Polska powinna się spieszyć z zakupem okrętów podwodnych

Dodano:
Francja oferuje Polsce sprzedaż trzech okrętów podwodnych z pociskami manewrującymi. Szanse na podtrzymanie oferty będą zależały od wyników wiosennych wyborów prezydenckich nad Loarą. Ale niezależnie od nich, Polska powinna przyspieszyć pertraktacje.

Potencjalne zwycięstwo szefowej Marine Le Pen, skrajnie prorosyjskiej szefowej Frontu Narodowego czyni sprzedaż francuskich okrętów podwodnych nieomal iluzoryczną. Nieco inaczej jest w przypadku głównego rywala Le Pen, centrowego kandydata Emmanuela Macrona, który wydaje się dużo wstrzemięźliwszy i pragmatyczny. Gdyby Polska zdecydowała się na kupno francuskich okrętów z pociskami manewrującymi, Macron prawdopodobnie uznałby to za dobry powód, aby wytłumaczyć francuskim elitom potrzebę ocieplenia relacji z Warszawą. Po jego zwycięstwie przyspieszenie pertraktacji przez polski rząd mogłoby wpłynąć na decyzje w sprawach relacji z Rosją i byłoby korzystne dla polskich interesów.

Poza Francją, zainteresowanie sprzedażą Polsce okrętów podwodnych wykazują jeszcze Niemcy i Szwecja. Jednak z punktu widzenia polskiego przemysłu zbrojeniowego i potrzeb naszej Marynarki Wojennej, francuska oferta wydaje się najciekawsza. Francuzi, a konkretnie stoczniowy potentat DCNS, oferują okręty typu Scorpene wraz z pociskami manewrującymi dalekiego zasięgu. Co ważne, DCNS do oferty dołącza dostarczenie tzw. kodów źródłowych, gwarantujących możliwość suwerennego określania przez Polskę celów ataku.

Francuski oferent deklaruje, że wybór Scorpene będzie oznaczał pełny transfer technologii do stoczni skupionych w Polskiej Grupie Zbrojeniowej. Pierwszy okręt dla Polski zostałby wybudowany w zakładach DCNS, dwa kolejne w stoczniach polskich. Przy czym nasi specjaliści od początku byliby szkoleni przez francuskich partnerów, do czego służyłyby też m.in. zaawansowane symulatory. W wyposażaniu drugiego i trzeciego okrętu mieliby swój udział polscy poddostawcy. Dzięki temu polska strona zyskałaby ogromną autonomię w eksploatowaniu okrętów, użyciu strategicznej podwodnej broni i zarobiła na rozwoju rodzimego przemysłu obronnego.

Te ustalenia potwierdziła podpisana w styczniu br. umowa zawarta między PGZ i DCNS o współpracy przy budowie okrętów podwodnych i jednostek nawodnych, która wejdzie w życie o ile MON zdecyduje się na zakup technologii francuskiego giganta. Umowę podpisali prezes PGZ Arkadiusz Siwko i wiceprezes DCNS ds. sprzedaży i marketingu Alain Fougeron.

Jednak równie ważne, a może nawet ważniejsze dla obronności kraju pozostaje technologiczne zaawansowanie francuskich okrętów. DCNS jest jedyną w zachodniej Europie stocznią projektującą zarówno konwencjonalne okręty podwodne jak i okręty o napędzie atomowym. Wykorzystywane przy budowie okrętów z napędem atomowym najnowocześniejsze na świecie technologie francuscy inżynierowie wykorzystują również przy projektowaniu i budowie okrętów z napędem spalinowo – elektrycznym. To powoduje, że francuskie okręty podwodne z napędem konwencjonalnym posiadają technologiczne rozwiązania wpływające na zmniejszenie szans ich wykrycia, zwiększenie możliwości nasłuchu i umożliwiające rażenie celów z dużej odległości. Są to technologie bardziej zaawansowane niż wykorzystywane przez niemiecką stocznię TKMS czy szwedzkiego SAAB.

Fakty mówią za siebie. Pół roku temu rząd Australii, korzystając z pomocy amerykańskich ekspertów, wybrał właśnie francuską DCNS jako dostawcę 12 najnowocześniejszych okrętów podwodnych zapewniających australijskim siłom podwodnych przewagę technologiczną w rejonie południowego Pacyfiku. Wedle australijskich mediów, oferowane przez DCNS okręty miały zdecydowanie lepsze parametry w zakresie poziomu wykrywalności niż okręty niemieckiego koncernu TKMS. Oczywiście Niemcy nie byli zachwyceni decyzją Canberry, jednak z faktami dyskutować nie mogli. Nowatorskie rozwiązania opracowane przy budowie okrętów o napędzie atomowym znalazły też zastosowanie w okrętach Scorpene kupionych przez Chile, Malezję, Indie i Brazylię.

I wisienka na torcie - Francuzi nabyli doświadczenia z tropienia rosyjskich okrętów podwodnych w czasie prowadzonych działań operacyjnych. Takich doświadczeń nie mają ani Niemcy, ani Szwedzi. Konkludując, jeżeli w wyniku wyborów we Francji kupno francuskich okrętów okazałoby się trudniejsze czy wręcz niemożliwe, to pozostanie nam wybór oferty niemieckiej lub szwedzkiej. Ale szkoda byłaby duża.

Na koniec ciekawe zjawisko. W dyskusje o zakupie przez Polskę okrętów podwodnych z pociskami manewrującymi nieustająco włączają się szydercy, podważający potrzebę wyposażenia polskiej Marynarki Wojennej w takie jednostki. O tym, że Bałtyk również nadaje się do przeprowadzania operacji przez nowoczesne okręty podwodne a pociski manewrujące są niezwykle groźną bronią napisano już dosyć, aby wchodzić w szczegółową argumentację. Do niej można dorzucić jeszcze możliwości udziału w misjach na innych akwenach wodnych, np. w czasie zabezpieczania konwojów. Jednak nieustępliwość szyderców zdaje się wskazywać, że mamy do czynienia nie tylko z rodzimymi „ekspertami”, ale też z tzw. ruskimi trollami – niech im Wołga w uszach bulgocze.

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...