Płać albo oddaj stołek
W poniedziałek "Gazeta" napisała, że byli działacze Samoobrony i urzędnicy, w zamian za stanowiska z nadania Samoobrony w administracji rządowej i samorządowej musieli płacić 5 do 7 proc. swojej pensji brutto. Pieniądze zasilały konto związku zawodowego Samoobrony. Dariusz Rohde, bezpartyjny b. szef KRUS, i Alfred Budner, b. poseł Samoobrony, nazwali to "haraczem".
Po konferencji Leppera i Maksymiuka zgłosili się do redakcji "Gazety" kolejni działacze Samoobrony. Leszek Bandurek jest czynnym członkiem partii Leppera i dzięki niej był wicedyrektorem Urzędu Pracy w Łodzi: "Co miesiąc płaciłem blisko 300 zł na konto związku Samoobrony".
"Dobrowolnie pan płacił?" - dopytuje "Gazeta". Bandurek: "A pan by płacił dobrowolnie trzy stówki, zarabiając niewiele? Była obawa, że jak się nie płaci, to można stracić stanowisko".
Bandurek ujawnił również, że podpisał zobowiązanie płacenia składki "na przyszłość": "To oznacza, że jeśli dostanę kiedyś pracę dzięki Samoobronie, to również będę płacił".
"Pracę za pieniądze" potwierdza również Tadeusz Dębicki, były poseł Samoobrony, obecnie w koalicyjnym Ruchu Ludowo- Chrześcijańskim: "Ci, którzy nie płacili tej składki, byli w niełasce, więc mówienie o dobrowolności to bzdury".
W czasie poniedziałkowej konferencji Lepper namawiał m.in. dziennikarzy, aby "wzięli się za inne partie". "Gazeta" sprawdziła ten trop. Podobnie jak Samoobrona, ściągają one tzw. składki specjalne w wysokości kilku procent zarobków działaczy. Tak się dzieje w PiS, SLD i PO. Ale w partiach tych - w odróżnieniu od Samoobrony - płacą radni i posłowie, a nie urzędnicy.