Ruszył proces wokół budowy zamku w Stobnicy. Oskarżony architekt czuje się pokrzywdzony

Dodano:
Zamek w Stobnicy Źródło: Newspix.pl / Marcin Banaszkiewicz
W sądzie w Obornikach rozpoczął się proces sześciu osób oskarżonych o nieprawidłowości w związku z pozwoleniem na budowę i budową tzw. zamku w Stobnicy, w tym inwestorów, urzędników i architekta. Żadna z oskarżonych osób nie przyznaje się do winy.

Zamek w Stobnicy, czyli niewielkiej wsi pod Obornikami w województwie wielkopolskim to kontrowersyjna, wciąż nieukończona budowla postawiona na terenie Puszczy Noteckiej. Budynek stylizowany na średniowieczny zamek jest wznoszony na chronionym obszarze Natura 2000. Budowa jest już bliska ukończeniu, chociaż wciąż sprawa ewentualnego unieważnienia pozwolenia na budowę czeka na rozstrzygnięcie Naczelnego Sądu Administracyjnego. Mimo to od września inwestorzy zapraszają na biletowany spacer „ścieżką edukacyjną” wokół zamku.

Inwestorzy na stronie internetowej tłumaczą, że budowlę wraz ze sztuczną wyspą wznoszą ze względu na fascynację architekturą zamkową. Jednak pojawia się wiele poważnych wątpliwości ws. budowy w tym miejscu na obszarze chronionym.

Budowa zamku w Stobnicy trafiła do sądu. Sześć osób na ławie oskarżonych

Proces karny, który ruszył we wtorek 7 listopada w Sądzie Rejonowym w Obornikach, rozpoczął się po trzech latach od momentu zakończenia śledztwa i sporządzenia aktu oskarżenia. Najpierw trwał spór, czy powinien ruszyć w sądzie w Poznaniu, czy w Obornikach. Następnie został umorzony. Teraz po skutecznym złożeniu zażalenia przez prokuraturę, w końcu ruszył.

W procesie oskarżonych jest sześć osób. Reprezentującym spółkę D.J.T. Dymitrowi N. zarzuca się realizowanie wbrew zakazowi inwestycji budowlanej na Obszarze Specjalnej Ochrony Ptaków w ramach sieci Natura 2000, a jego ojcu Pawłowi N. użycie poświadczającego nieprawdę dokumentu, złożenie fałszywego oświadczenia o posiadanym prawie do dysponowania nieruchomością oraz o prowadzenie działalności zagrażającej środowisku. Obaj mężczyźni nie stawili się we wtorek w sądzie.

W sądzie pojawiła się z kolei pozostała czwórka oskarżonych. Architektowi Waldemarowi Sz. prokuratura zarzuca, że działając w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, poświadczył nieprawdę w dokumencie poprzez podanie nierzetelnych danych dotyczących wielkości powierzchni planowanej do przekształcenia i udzielił w ten sposób pomocy Pawłowi N. do popełnienia zarzucanego mu przestępstwa.

Na ławie oskarżonych zasiadła też Iwona P., którą prokuratura oskarża o to, że jako pracownik nadzoru budowlanego, podczas prowadzonych przez siebie kontroli inwestycji, nie dopełniła obowiązków i nie wstrzymała prowadzonych tam robót budowlanych, a także poświadczyła nieprawdę w protokole kontroli. Bernadeta G. została oskarżona o to, że jako urzędnik wydziału architektonicznego w starostwie powiatowym w Obornikach, nie dopełniła obowiązków służbowych „w zakresie dotyczącym oceny zgodności projektu budowlanego z ustaleniami miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego”. Natomiast Marek J. jako pełniący w 2015 r. funkcję naczelnika wydziału architektury miał nie dopełnić obowiązków poprzez nierzetelne zweryfikowanie dokumentów dostarczonych przez inwestora i wydanie decyzji zatwierdzającej projekt budowlany oraz pozwalającej zrealizować inwestycję.

Oskarżony architekt o „głębokim poczuciu krzywdy”

Żadna z oskarżonych osób nie przyznaje się do winy. Z czwórki, która pojawiła się w sądzie Bernadeta G. i Marek J. odmówili złożenia wyjaśnień.

Z kolei oskarżony architekt Waldemar Sz., który budowany zamek nazywa „budynkiem mieszkalnym”, przekonywał, że nie ma sobie nic do zarzucenia, podkreślał, że to nie on odpowiadał za plac budowy, który prokuratura jego zdaniem błędnie wliczyła do powierzchni inwestycji, a odnosząc się bezpośrednio do zarzutów, tłumaczył, że już po tym, jak złożono do urzędu projekt budowlany, Paweł N. poprosił go o uszczegółowienie parametrów powierzchni.

Ponadto szczegółowo opowiadał o swojej pracy. – Projekt był trudny, wymagający i nietypowy. Pracowaliśmy nad nim pięć lat. Poszerzyłem skład mojego biura do kilkunastu architektów. Momentami nad projektem pracowało nawet 30 osób. Wszystko po to, by powstał obiekt imitujący jak najwierniej prawdziwy średniowieczny zamek. Taki, który podlegał rozbudowie, przebudowie, zmianom stylu – mówił, cytowany przez „Gazetę Wyborczą”. – To rodzaj architektury dzisiaj niespotykany, trudno go porównywać ze współczesnymi standardami budynków mieszkalnych i biurowych – dodał.

Jednocześnie w zeznaniach architekt skarżył się na swoje poczucie krzywdy.

– Moje środowisko dowiedziało się o mojej przestępczej, jak wynikało z tych doniesień, działalności. Zarzuca mi się oszustwo i łapówkarstwo. Od trzech lat żyję w cieniu tego oskarżenia, z głębokim poczuciem krzywdy i niesprawiedliwości – mówił przed sądem, cytowany przez „Gazetę Wyborczą”. – Podważone zostało zaufanie, na które pracowałem 40 lat. To dla mnie bolesny cios – mówił Waldemar Sz. – Mam nadzieję, że sąd oczyści mnie z zarzutów i umożliwi powrót z podniesioną głową do poprzednich zajęć i środowiska – dodał.

Także oskarżona Iwona P. skarżyła się na swoją krzywdę i wskazywała, że żyje z głębokim poczuciem niesprawiedliwości. W swoich wyjaśnieniach tłumaczyła, że podczas kontroli nie stwierdziła żadnych istotnych odstępstw od projektu, bo rzekoma dodatkowa kondygnacja, o której jest mowa w oskarżeniu, była w momencie jej kontroli pustą przestrzenią, która miała w trakcie budowy zostać zasypana piaskiem. – Nie stwierdziliśmy odstępstw istotnych. A po drugie, nawet gdyby one były, to organ wstrzymuje prowadzenie robót budowlanych, a organem jest Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego – przekonywała, cytowana przez portal tvn24.pl.

Sam proces karny, niezależnie od jego rozstrzygnięcia, nie wpłynie bezpośrednio na losy dalszej budowy zamku.

Źródło: Gazeta Wyborcza / TVN24
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...