Żyje pacjent "uśmiercony" przez "Dziennik"
Dodano:
"Zmarł, bo nie przyjęli go strajkujący lekarze" - napisał dzisiejszy "Dziennik". - Pacjent żyje - mówią częstochowscy lekarze, do których dotarła "Gazeta Wyborcza".
- Stało się coś, co w cywilizowanym kraju nie powinno się stać. Zmarł pacjent, którego nie przyjęli lekarze ze strajkującego szpitala w Częstochowie - napisał "Dziennik". Od rana taką informację podawały też inne media.
Według gazety w sobotę przed południem pogotowie przywiozło na Parkitkę chorego z rozwarstwionym tętniakiem. - Mimo że liczyły się minuty, nie został przyjęty. Karetka została skierowana do Bytomia. W Dźbowie jego stan tak się pogorszył, że zawrócono go do Częstochowy. Trafił do innego szpitala i tam zmarł. - twierdzi "Dziennik" dodając, że o "bulwersującej sprawie" poinformowali ich pracownicy częstochowskiego pogotowia.
- Ależ ten pacjent żyje - informuje "Gazetę Wyborczą" Ryszard Petryński, ordynator OIOM-u Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego na Tysiącleciu. - Ma tętniaka aorty brzusznej, konieczna jest operacja, ma być wykonana w Bytomiu. Wczoraj próbowaliśmy przekazać go do Bytomia, ale faktycznie w drodze jego stan się nagle pogorszył. Przywieziono go z powrotem do naszego szpitala. Lekarzom OIOM-u udało się go wyrwać "kostusze" spod kosy. Nadal jedyną szansą na wyzdrowienie jest operacja.
Jak informuje szpital na Tysiącleciu nie można było próbować umieścić pacjenta na Parkitce, skoro wiadomo było, że oddział neurochirurgii w tym szpitalu nie funkcjonuje, nie ma w nim anestezjologów i nie przeprowadza się żadnych operacji.
Częstochowska policja na podstawie publikacji prasowej rozpoczęła poszukiwania zmarłego. - Nie było żadnego oficjalnego zgłoszenia o śmierci pacjenta, ale musieliśmy po takiej publikacji zadziałać z urzędu - mówi nadkomisarz Joanna Lazar, rzeczniczka częstochowskiej policji.
Według gazety w sobotę przed południem pogotowie przywiozło na Parkitkę chorego z rozwarstwionym tętniakiem. - Mimo że liczyły się minuty, nie został przyjęty. Karetka została skierowana do Bytomia. W Dźbowie jego stan tak się pogorszył, że zawrócono go do Częstochowy. Trafił do innego szpitala i tam zmarł. - twierdzi "Dziennik" dodając, że o "bulwersującej sprawie" poinformowali ich pracownicy częstochowskiego pogotowia.
- Ależ ten pacjent żyje - informuje "Gazetę Wyborczą" Ryszard Petryński, ordynator OIOM-u Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego na Tysiącleciu. - Ma tętniaka aorty brzusznej, konieczna jest operacja, ma być wykonana w Bytomiu. Wczoraj próbowaliśmy przekazać go do Bytomia, ale faktycznie w drodze jego stan się nagle pogorszył. Przywieziono go z powrotem do naszego szpitala. Lekarzom OIOM-u udało się go wyrwać "kostusze" spod kosy. Nadal jedyną szansą na wyzdrowienie jest operacja.
Jak informuje szpital na Tysiącleciu nie można było próbować umieścić pacjenta na Parkitce, skoro wiadomo było, że oddział neurochirurgii w tym szpitalu nie funkcjonuje, nie ma w nim anestezjologów i nie przeprowadza się żadnych operacji.
Częstochowska policja na podstawie publikacji prasowej rozpoczęła poszukiwania zmarłego. - Nie było żadnego oficjalnego zgłoszenia o śmierci pacjenta, ale musieliśmy po takiej publikacji zadziałać z urzędu - mówi nadkomisarz Joanna Lazar, rzeczniczka częstochowskiej policji.
gazeta wyborcza, ss