Śmierć płetwonurka podczas poszukiwań Grzegorza Borysa. Czy doszło do serii uchybień?

Dodano:
Poszukiwania Grzegorza Borysa, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Newspix.pl / Mateusz Słodkowski/FOTONEWS
Informator „Gazety Wyborczej” twierdzi, że do śmierci płetwonurka podczas poszukiwań Grzegorza Borysa doprowadziła seria błędów, a strażacy nie powinni być angażowani do tej akcji.

1 listopada ubiegłego roku Straż Pożarna poinformowała, że w czasie poszukiwań Grzegorza Borysa nad zbiornikiem wodnym Lepusz doszło do wypadku z udziałem płetwonurka. Sekcja zwłok wykazała, że 27-letni Bartosz Błyskal zmarł z powodu niewydolności oddechowo-krążeniowej.

„Gazeta Wyborcza” dotarła do informatora, który zna kulisy wydarzeń z 1 listopada. Jego zdaniem strażacy w ogóle nie powinni uczestniczyć w poszukiwaniach Grzegorza Borysa, a w toku akcji popełniono mnóstwo błędów.

Czy strażacy powinni być zaangażowani w poszukiwania?

– Pierwsze nasuwa się pytanie, dlaczego w ogóle straż pożarna została zadysponowana do wielotygodniowych poszukiwań podejrzanego o morderstwo żołnierza Grzegorza Borysa i kto dokładnie o to wystąpił. Udział w takich działaniach wykracza przecież poza ustawowe obowiązki straży pożarnej – powiedział informator „GW” i powołał się na zapisy ustawy o PSP z 1991 r. Według niego poszukiwania ciała żołnierza nie da się podciągnąć pod żaden z nich.

Informator zastanawiał się też, dlaczego strażakom w ogóle kazano nurkować. Przed 1 listopada strażackie grupy nurków wzywano na miejsce poszukiwań trzykrotnie.

– Przecież oczywistym już było, że poszukiwania dotyczą ciała, a nie żywego i niebezpiecznego Grzegorza Borysa. W tym świątecznym dniu większość kierownictwa w gdańskiej komendzie miała wolne. Dlaczego z wysyłaniem JRG nr 2 nie poczekano choćby jeden dzień? –pyta.

Ponadto Lepusz jest uznawany za trudny zbiornik wodny – brudny, zamulony, gęsto porośnięty trawami. Błyskal był specjalistą, ale nigdy nie nurkował w tak trudnym zbiorniku. Dowodzący akcją podjął decyzję, że 27-letni płetwonurek zejdzie pod wodę, choć jednostka nie miała do dyspozycji centrali łączności przewodowej, podpiętej do kabloliny. Sprzęt od kilku tygodni był w naprawie, co 10 listopada potwierdził rzecznik gdańskiej komendy PSP.

Po trzech tygodniach od śmierci Błyskala przełożony, który kierował feralną akcją, przeszedł na emeryturę.

Sprawę wyjaśniają dwie komisje strażackie oraz Prokuratura Okręgowa w Bydgoszczy. Śledztwo przekazała jej gdańska prokuratura, celem zapewnienia „obiektywizmu i bezstronności”.

Źródło: Gazeta Wyborcza
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...