20 osób zginęło w katastrofie CASY

Dodano:
fot. PAP/Jacek Bednarczyk
W katastrofie wojskowego samolotu transportowego CASA C-295M, który w środę wieczorem rozbił się w okolicach Mirosławca (Zachodniopomorskie) zginęło 20 osób. Na razie, wbrew wcześniejszym doniesieniom, nie odnaleziono tzw. czarnej skrzynki.

Maszyną lecieli z Warszawy oficerowie - uczestnicy konferencji "Bezpieczeństwo Lotów". Ofiary to 4 członków załogi i 16 pasażerów; wśród nich dowódca 1. Brygady Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie - gen. bryg. pilot Andrzej Andrzejewski i dowódca 12. Bazy Lotniczej w Mirosławcu - płk pilot Jerzy Piłat.

W czwartek przed południem szef MON Bogdan Klich ma - na specjalnie zwołanej konferencji - podać dalsze szczegóły dotyczące katastrofy.

Jej przyczyny nie są na razie znane. Wśród możliwych scenariuszy pojawiają się - jak zawsze - hipotezy dotyczące złych warunków atmosferycznych, usterki technicznej lub błędu pilota.

Poznanie powodów tragedii ułatwiłoby odnalezienie rejestratora parametrów lotu tzw. czarnej skrzynki. Jak poinformował PAP rzecznik sił powietrznych ppłk Wiesław Grzegorzewski - wbrew wcześniejszym doniesieniom - na razie nie udało się jej odszukać.

Jak powiedział Grzegorzewski, stosowana w tym typie samolotu "czarna skrzynka" rejestruje ponad 100 parametrów lotu. "Jest tak zbudowana, że wytrzymuje wstrząsy i pożar, bardzo rzadko ulega takim uszkodzeniom, które uniemożliwiają odczyt. Mamy narzędzia, by szybko odczytać zarejestrowane dane. Więcej czasu zajmuje połączenie parametrów z dokładnym umiejscowieniem samolotu w danej chwili, co dopiero daje pełny obraz sytuacji" - powiedział.

Na miejscu tragedii wciąż pracuje Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, której przewodniczy płk Zbigniew Drozdowski. Są też wojskowi prokuratorzy.

Do odwołania, decyzją Dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika, zawieszono loty CASA-mi.

Samolot odbywał w środę lot po zaplanowanej trasie: Warszawa - Powidz - Poznań - Krzesiny - Mirosławiec - Świdwin - Kraków. CASA należała do 13. Eskadry Lotnictwa Transportowego z Krakowa.

Jak ocenił rzecznik komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej Paweł Frątczak, akcja poszukiwawczo-ratownicza była trudna. "Jest ciemno, to obszar zalesiony. Szczątki samolotu rozrzucone są w odległości kilkudziesięciu metrów" - relacjonował Frątczak.

W nocy na miejsce katastrofy przybył premier Donald Tusk, szef MON Bogdan Klich, przedstawiciele prezydenta: minister w jego kancelarii Michał Kamiński oraz szef Gabinetu Prezydenta Maciej Łopiński, a także wiceszef BBN gen. Roman Polko oraz Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Franciszek Gągor i dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik.

Szef rządu ocenił, że wszystkie służby po wypadku pracowały "bez zarzutu". "Niestety, choć to przykre, musimy stwierdzić, że starania wszystkich i tak nie miały szans powodzenia. Wszystko wskazuje na to, że żadne działania nie mogły zapobiec najgorszemu, czyli śmierci tych osób" - dodał.

W mediach pojawiły się informacje o trudnościach w działaniu na linii służb cywilnych i wojskowych. Dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Szczecinie Roman Pałka zapowiedział, że w czwartek złoży na ręce wojewody zachodniopomorskiego oficjalne pismo w sprawie katastrofy. "Chcę poinformować wojewodę o zaistniałej sytuacji dotyczącej systemu powiadamiania służb ratunkowych" - powiedział Pałka. Odmówił szczegółowych informacji w tej sprawie.

Jak dowiedziała się nieoficjalnie PAP ze źródeł zbliżonych do służb medycznych, wojsko nie poinformowało służb ratowniczych o katastrofie samolotu. Ratownicy pogotowia mieli się dowiedzieć o wypadku przez przypadek i bez powiadomienia udali się na miejsce tragedii - dowiedziała się PAP. Jak poinformowano PAP w komendzie straży pożarnej w Wałczu, zgłoszenie o wypadku straż otrzymała ok. godz. 19.30.

Wojsko - jak podkreśla MON - nie ma obowiązku informowania cywilnych służb ratowniczych o wypadkach, może poprosić o wsparcie, ale nie musi, jeżeli uzna, że może opanować sytuację we własnym zakresie.

Służby prasowe Sztabu Generalnego WP zapewniają, że bezpośrednio po katastrofie ok. godz. 19.20 powiadomiono o niej najbliższy szpital, który mieści się w miejscowości Wałcz. Jak podkreślono, na miejsce tragedii o godz. 19.25 przyjechały dwie wojskowe karetki, zaś o 19.50 trzy karetki ze szpitala w Wałczu.

Na wyposażeniu Sił Powietrznych znajdowało się do środy 10 samolotów transportowych typu CASA C-295M. Transportowce te wykorzystywane są obecnie m.in. do "przerzutu" żołnierzy w rejon prowadzonych przez wojsko misji. Mogą służyć także m.in. do przewozu ładunków i pojazdów, transportu spadochroniarzy i operacji ich zrzutu, dostarczania ładunków z powietrza czy ewakuacji rannych.

Umowę dotyczącą zakupu samolotów CASA podpisano 28 sierpnia 2001 r. Przewidywała ona dostawę w latach 2003-2005 kilku samolotów transportowych wraz z dodatkowym wyposażeniem oraz przeszkolenie personelu latającego i technicznego. CASA C-295M został wówczas wybrany spośród czterech rozpatrywanych typów: rosyjskiego An-32, włosko-amerykańskiego SPARTAN oraz hiszpańskich CN-235 i C-295M. W październiku został podpisany aneks do umowy zawartej w 2001 r., przewidujący zakup dwóch kolejnych maszyn, których liczba tym samym wzrosłaby do 12.

pap, ab, ss

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...