Goodbye Napieralski?

Dodano:
Wybór Grzegorza Napieralskiego na kandydata SLD w przyspieszonych wyborach prezydenckich jest swoistym „pocałunkiem śmierci” jaki swojemu przewodniczącemu zafundował Zarząd partii. Napieralski, znakomity w partyjnych rozgrywkach, jest jednocześnie politykiem, który po prostu nie potrafi porywać tłumów. I trudno przypuszczać, by w ciągu dwóch miesięcy się tego nauczył.
Co Napieralski może zyskać w wyborach prezydenckich? Niewiele. Polityk, który stał się jednym z grabarzy próby konsolidacji centrolewicy – czyli sojuszu SLD i Partii Demokratycznej raczej nie stanie się liderem wyborczego porozumienia sił znajdujących się na lewo od PiS. Ostentacyjne ignorowanie przez niego w ostatnim tygodniu propozycji SdPL, by wobec tragedii w Smoleńsku zjednoczyć się i wybrać wspólnego kandydata lewicy, na pewno nie przysporzyło mu zwolenników wśród lewicowego elektoratu, któremu z różnych powodów SLD niezbyt się podoba. O ile Ryszard Kalisz, często odcinający się od decyzji kierownictwa swojej partii byłby, nawet bez konsultacji ze środowiskiem Marka Borowskiego, kandydatem kompromisu, o tyle Napieralski jako kandydat jest dowodem na to, że SLD z nikim dyskutować nie zamierza. Owszem może jednoczyć lewicę, ale pod swoim sztandarem i na swoich warunkach. W związku z czym jest już chyba niemal pewne, że SdPL i Partia Demokratyczna, po wycofaniu się z wyborów Tomasza Nałęcza, poprą w tej kampanii Andrzeja Olechowskiego. A fakt, że o Olechowskim jako o ewentualnym kandydacie lewicy ciepło mówił Aleksander Kwaśniewski sprawi pewnie, że również część elektoratu SLD (ta, która w konflikcie Napieralski-Olejniczak, bierze stronę Wojciecha Olejniczaka) będzie wolała zostać w domu, albo zagłosować na Olechowskiego niż poprzeć obecnego lidera SLD. W rezultacie nawet osiągnięcie przez Napieralskiego wyniku na poziomie 7 procent (na tyle SLD może dziś liczyć w sondażach) może się okazać zadaniem niemożliwym do wykonania.

Co wtedy? Wynik poniżej 7 procent może oznaczać, że Grzegorz Napieralski, wobec niewielkiej liczby kandydatów, zajmie w wyborach mało zaszczytne ostatnie miejsce (chyba, że 100 tysięcy podpisów uda się zebrać Januszowi Korwinowi-Mikke, wtedy lider SLD mógłby być przedostatni). Nad przegraną w wyborach nie tylko z Komorowskim i kandydatem PiS, ale również Olechowskim, a nawet Pawlakiem partia nie mogłaby przejść do porządku dziennego. Trzeba byłoby znaleźć winnych, a winny – mógłby być tylko jeden: Napieralski. W rezultacie w partii najprawdopodobniej dojdzie do puczu pod wodzą Wojciecha Olejniczaka, który od czasu utraty przywództwa w Sojuszu niecierpliwe czeka, kiedy będzie mógł się zrewanżować swojemu koledze. Warto przypomnieć tu casus Jarosława Kalinowskiego, który jako prezes PSL wystartował w wyborach prezydenckich 2005 roku, zdobył poparcie poniżej 2 procent, a za rok nie był już liderem partii. Wiadomo – zwycięzców się nie sądzi, a dla pokonanych nie ma litości.

Czy Napieralski może uniknąć tego scenariusza? Będzie mu z całą pewnością bardzo trudno. Atutem Grzegorza Napieralskiego jest to, że jest o pokolenie młodszy od swoich kontrkandydatów – może więc próbować, niczym Radosław Sikorski, grać swoim wiekiem. Problem w tym, że Napieralski nie ma żadnych atutów, które mogłyby go uczynić idolem młodzieży. To typ gracza partyjnego, który doskonale czuje się w salonowych rozgrywkach, ale kiedy staje przed kamerami wypada blado. Pamiętacie państwo jakiś bon mot Napieralskiego? Jakieś jego płomienne przemówienie? Albo chociaż ciekawy wywiad?

No właśnie.

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...