Afganistan: polityka wygrywa ze strategią

Dodano:
Fakt, iż plan wycofania wojsk amerykańskich z Afganistanu został przyjęty wbrew rekomendacjom amerykańskich generałów, powinien budzić niepokój.
Decydując się na wycofanie z Afganistanu 10 tysięcy amerykańskich żołnierzy, a do lata przyszłego roku kolejnych 20 tysięcy, prezydent Barack Obama zignorował rady swoich wojskowych doradców. O tym, że sytuacja jest poważna, świadczą publicznie wyrażone słowa krytyki najwyższego rangą dowódcy – przewodniczącego Kolegium Połączonych Szefów Sztabu admirała Michaela Mullena. Ten stonowany zazwyczaj dowódca plan Obamy nazwał „agresywniejszym i bardziej ryzykownym", niż rekomendowali wojskowi. W praktyce oznacza to, że z Afganistanu - z powodów politycznych – wyjedzie w najbliższym czasie więcej żołnierzy niż powinno. Taka decyzja może mieć negatywne konsekwencje dla innych kontyngentów, w tym polskiego. Każdy bowiem patrzy co zrobią Amerykanie. Pentagon obawia się, że decyzja Obamy wywoła efekt śnieżnej kuli – za Amerykanami zaczną wyjeżdżać inni, co jeszcze bardziej zwiększy z jednej strony zagrożenie, a z drugiej presję, by ostatecznie opuścić Afganistan.

Nie sposób nie wspomnieć w tym miejscu o wydarzeniach z 2003 roku, kiedy Amerykanie przygotowywali operację przeciwko Irakowi. Wtedy też politycy zignorowali rady wojskowych doradców w kwestii liczby żołnierzy potrzebnych do inwazji. Zdaniem oficerów potrzeba było co najmniej kilkuset tysięcy żołnierzy - tymczasem politycy, na czele z Georgem W. Bushem i Paulem Wolfowitzem uznali, że liczba żołnierzy jest drugorzędna, a z reżimem Husajna można wygrać mając nawet niewielkie siły. Wtedy zakończyło się to klęską i wieloletnim chaosem. Oby tym razem to politycy, a nie oficerowie, mieli rację.

Prezydent Obama podkreślił, że wyjazd żołnierzy jest zależny od sytuacji w Afganistanie. Innymi słowy - żołnierze wcale nie muszą wyjechać, jeśli racje geostrategiczne będą przemawiać za ich pozostaniem. Niestety istnieje duże ryzyko, że wojskowa strategia przegra w tym przypadku z polityką. Nawet bowiem jeśli w Afganistanie będzie źle, to walczący o reelekcję Obama może zdecydować się na wycofanie żołnierzy, by w ten sposób zyskać procenty brakujące mu do zwycięstwa. Trudno w tej sytuacji nie dostrzec innego problemu – jako datę wycofania podano lato 2012 roku, a więc porę roku, w której zazwyczaj w Afganistanie trwają najcięższe walki (sytuacja uspokaja się zawsze zimą). W najtrudniejszym dla siebie okresie wojska międzynarodowe stracą 20 tysięcy żołnierzy, co może narazić żołnierzy pozostających pod Hindukuszem na poważne niebezpieczeństwo (Amerykanie – już po redukcji kontyngentu - będą mieli w Afganistanie 68 tysięcy żołnierzy). Wojskowi analitycy już zapowiadają, że doprowadzi to do wzrostu liczby ofiar. A więcej ofiar – to większa presja na natychmiastowy odwrót z Afganistanu.

Wycofanie jednostek amerykańskich z Afganistanu praktycznie przekreśla plany rozpoczęcia ofensywy na obszarze południowego Afganistanu – ofensywy podobnej do tej z 2009 roku, kiedy odbito prowincje Kandahar i Helmand. Co więcej, decyzja Obamy zmniejsza szansę na powodzenie negocjacji pokojowych z talibami, o których wiele się mówi w ostatnich tygodniach. Znając termin wycofania się pierwszych amerykańskich żołnierzy spod Hindukuszu talibowie mogą zejść do podziemia i uderzyć z całą siłą w drugiej połowie 2012 roku. Nie wiadomo jak w takiej sytuacji zachowają się słabe i skorumpowane afgańskie siły bezpieczeństwa. Mimo że dziś Amerykanie przekonują, że dadzą sobie radę, to przy zdecydowanej ofensywie talibów ten optymizm może okazać się nieuzasadniony.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...