Leczenie Kononowiczem

Dodano:
fot. WhiteSmoke Studio
Słyszę, że mamy podobno dwie polski i dwa narody. Błąd! Mamy jedną Polskę i jeden naród, ale w tej Polsce mamy dwa światy.
Wybitny poeta, ale bardzo niemądry analityk polityczny, Jarosław Marek Rymkiewicz, wyjawił ostatnio istnienie w Polsce dwóch narodów. Wyjaśnił, że „jeden to naród patriotów, drugi – naród kolaborantów". Prosty, oparty na wynikach sondaży rachunek wskazuje, że jedna czwarta Polaków to patrioci. Jak rozumiem, cała reszta, choć to nie reszta, tylko zdecydowana większość, to kolaboranci albo jednostki kolaborację tolerujące lub akceptujące. Jest to absurd tej miary, że chciałoby się krzyknąć: „Pisarze, do piór!", ale się nie krzyknie ze względu na  towarzyszące temu wezwaniu złowrogie echo.

Otóż nie mamy w Polsce żadnych dwóch narodów. Mamy zupełnie inny podział. Wynika on z różnej zdolności rozpoznawania barw. Mamy więc świat ludzi umiejących nie tylko zauważyć tęczę, ale także rozróżnić składające się na nią barwy. Mamy też świat naszych daltonistów, u których najczęściej występuje najgorsza odmiana daltonizmu – monochromatyzm, czyli całkowita niezdolność do  rozpoznawania barw. Nasi daltoniści siłą rzeczy nie są zdolni do  dostrzegania odcieni i półcieni. Widzą jedynie biel, a szczególnie czerń.

To, jakich nie widzą kolorów, wypływa na to, jak widzą świat. Jest ciemno, smutno, groźnie, depresyjnie. Sposób patrzenia definiuje sposób myślenia i odczuwania. Jest zrozumiałe, że ktoś, kto takim wzrokiem patrzy na Polskę, widzi zagrożenie, cierpienie, żałobę, strach, rozpacz, wroga. Tu nie ma niuansów. Albo – albo. Wsłuchajmy się w  słowa lidera „narodu patriotów". Ostatnio pan Jarosław, ale nie pisarz, tylko bajkopisarz, powiedział, że jego partia musi teraz wygrać wybory, „bo za cztery lata nie będzie już co zbierać". Toż to perspektywa godna Kononowicza. „Nie będzie niczego", „nie będzie co zbierać" – umówmy się, różnica właściwie żadna. Lider „narodu patriotów" był ostatnio w  Poznaniu, gdzie powiedział, że „mechanizm gigantycznej korupcji zniszczył to miasto”. Słyszeliście, poznaniacy? „Zniszczył”, wasze miasto nie istnieje. Jeśli wam się wydaje, że istnieje, to źle się wam wydaje. Lider „narodu patriotów” leci Kononowiczem, więc nie może powiedzieć na przykład, że coś tam doprowadziło do kryzysu. Nie, to nie może być kryzys, to musi być katastrofa, nicość, upadek.

Za liderem idą inni. Eurodeputowany PiS Janusz Wojciechowski mówi, że jak nie wywalczymy zrównania dopłat bezpośrednich, to „polskie rolnictwo upadnie". Nie ucierpi, ale właśnie upadnie. Mógłby teoretycznie powiedzieć, że polskie gospodarstwa dzięki dopłatom są dziś dziesięciokrotnie bardziej konkurencyjne niż niecałą dekadę temu. Mógłby teoretycznie, bo oczywiście nie może. Kandydat PiS na posła, pan Waszczykowski (ten od krzyku „Nie zabijajcie nas!"), oświadcza, że  „śmierć prezydenta będzie kojarzona z Tuskiem na zawsze". Oczywiście na  pewno i oczywiście na zawsze. W świecie daltonistów nie ma ani półcieni, ani wątpliwości.

Ten rodzaj patrzenia na świat rodzi brednie o Polsce będącej kondominium, o totalitarnych rządach w RP, o  tłamszeniu wolności słowa. Takie słowa daltonistów w oczach niedaltonistów są oczywistą bzdurą. One tylko dla innych daltonistów są zrozumiałe. Biało-czerń rozpoznawanych barw określa nie tylko stan umysłu, ale też emocji. Jeśli jest tragicznie, jeśli jest zagrożenie, to  patriotyczny obowiązek nakazuje walkę ze złem. Może by jakieś powstanie zrobić, na Belweder ruszyć, a może chociaż trochę szubienic Polsce zafundować w ramach aktu założycielskiego prawdziwej Polski. Nie kpię, poeta Rymkiewicz braku szubienic żałuje i z powodu braku szubienic cierpi.

A jak wygląda Polska widziana oczami przybyszów z  zewnątrz? W „Le Figaro" czytam nie o klęsce Polski, ale o „véritable miracle économique", o prawdziwym cudzie gospodarczym. Włoska „La Stampa" nie pisze o upadku Polski, ale o tym, że jest Polska „trendy, wręcz sexy". „Financial Times" nie pisze o kondominium, ale o tym, że  „Polska wyrasta na regionalne mocarstwo”. Belgijski (i do tego katolicki – koniec świata) dziennik „La Croix” nie pisze o przerażeniu Polaków sytuacją, ale o tym, że „Polacy zaczynają się cieszyć sztuką życia”. Brytyjski „The Guardian” nie pisze o totalitaryzmie, ale o tym, że „Być dziś w Warszawie to jak być w Madrycie czy w Rzymie. Jest normalnie. Z  tą różnicą, że normalność jest w historii Polski czymś nienormalnym”. Otóż to, nasi daltoniści nie są w stanie znieść myśli o normalności. Ona ich przeraża. Ona unicestwia czarno-białe widzenie świata, ona unicestwia ich świat. Ona odbiera sens ich cierpieniu i pozbawia sensu ich gotowość złożenia ofiary na ołtarzu ojczyzny. Bo tu żyć trzeba, pracować, zarabiać pieniądze, więc po cóż ofiara? Normalna Polska, czyli według Rymkiewicza „naród kolaborantów”, chce dobrze żyć! Straszne! To  są patrioci? Normalni Polacy, owszem, psioczą na władzę, bo i są powody, ale nie ulegają przy tym histerii i paranoicznym obsesjom. Krytykują rząd, ale swojego kraju, a nie odrzucają jakiś rząd okupacyjny.

Owe 25 proc. patriotów to naprawdę patrioci, serio, żadnej ironii. Oni po  prostu mają wadę wzroku. Czy daltonizm jest uleczalny? O przepraszam, to  już nie do mnie pytanie, ale do specjalistów.

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...