Tak upadała piłka w Wodzisławiu
Sytuacja finansowa klubu była dramatyczna. Ostatnie dwa mecze drużyna oddała walkowerem, wcześniej na spotkanie do Ostrowca Świętokrzyskiego piłkarze pojechali busami poprowadzonymi przez trenerów. Większościowy udziałowiec Odry - czeski biznesmen Zdenek Zlamal - deklarował chęć zbycia swoich akcji za symboliczną złotówkę. Bezskutecznie. Komisja ds. Licencji PZPN nie zajęła się wnioskiem z Wodzisławia, bo nie spełniał wymogów formalnych. - Wizytowałem klub, którego już praktycznie nie było - wspomniał szef komisji Krzysztof Smulski. Były za to długi. W związku z tym zajęte przez komornika zostały m.in. należące do Odry telewizory, sprzęt komputerowy, meble biurowe i klimatyzator.
"Wyleczony" z inwestowania w futbol wydaje się być polski udziałowiec Odry, rybnicki biznesmen Andrzej Rojek. - Jak się kupuje rower i chce jeździć, to trzeba pedałować. A czeskiemu właścicielowi się to znudziło. Jestem kibicem. Kiedy człowiek coś robi z sentymentu, zachowuje się nieracjonalnie. Nie czuję się poszkodowany, tylko oszukany - powiedział Rojek. Przypomniał, że zgłaszał bezskutecznie wnioski najpierw o podwyższenie kapitału spółki, a potem o ogłoszenie jej upadłości. - Wielu ludziom chodziło o "przyssanie" się do spraw kontraktowych. Jestem zły, że w pierwszej lidze nie płacono zawodnikom kontraktów wynoszących po trzy tysiące złotych, a potem piłkarze, mający wpisane kwoty odstępnego na poziomie 100 tysięcy złotych, odchodzili po trzech miesiącach za darmo, bo umowy zostały rozwiązane z winy klubu. Prokuratura nie dopatrzyła się w takich działaniach przestępstwa, ale ja już w żadną piłkę nie wchodzę - dodał.
"Zaczynamy od podstaw. Chcemy co roku piąć się po kolejnych szczeblach, by przywrócić w Wodzisławiu piłkę na najwyższym poziomie" - napisali na swojej stronie internetowej członkowie stowarzyszenia kibiców Odry, którzy doprowadzili do powstania nowego klubu.
pap, ps