"80 milionów" - duma bez patosu

Dodano:
Gdy dowiedziałem się, że spędzę wieczór na oglądaniu kolejnego filmu o „Solidarności”, byłem pewien, iż znów przyjdzie mi się zmierzyć z kiczem i nadmuchanym patosem. Nic z tych rzeczy. Waldemar Krzystek udowodnił, że można zrobić dobry film o tym, jak dumnym i solidarnym narodem są Polacy.
Dolny Śląsk, jesień 1981 roku. Napięcie między komunistami a „Solidarnością" sięga zenitu. Tajni agenci niszczą groby radzieckich żołnierzy, obarczając odpowiedzialnością za ten występek działaczy „Solidarności". W powietrzu wisi coś niepokojącego. Niebezpiecznego. Tuż przed ogłoszeniem stanu wojennego, młodzi działacze Solidarności postanawiają zagrać va banque i organizują brawurową akcję wyprowadzenia z wrocławskiego banku 80 milionów złotych, które znajdują się na koncie związku. Opozycjoniści spodziewają się bowiem, że konto zostanie wkrótce zablokowane. Cały czas po piętach depczą im też funkcjonariusze SB…

W filmie „80 milionów" znajdziecie wszystko, czego potrzeba widzowi: akcję, humor, dobrą grę aktorską, napięcie, klimat. Film zaskakuje komicznymi scenami i dialogami. Kapitalna jest scena, w której po przejęciu gotówki „rabusie" oddają ją arcybiskupowi. - Och, jakie piękne i drobne gruszki! A jakie jabłka! Bóg Wam zapłać - dziękuje arcybiskup. Bo przecież ściany mają uszy.

Waldemar Krzystek sięgnął po prawdziwą historię, ale dostosował ją do wymogów, jakie stawia przed reżyserem współczesne kino i współczesny odbiorca. Nie stworzył przy tym filmu, w którym trup ściele się gęsto, nieogoleni twardziele rzucają cięte riposty, popijając whisky, a wszystkie numery telefoniczne zaczynają się od 555. Krzystek umiejętnie przełożył elementy znane z sensacyjnych filmów typu „Włoska robota" na polskie realia. Mamy więc brudne ulice, szare blokowiska, fiaty 126p, kartki na benzynę, propagandę w telewizji - a między nimi prawdziwych bohaterów.

W „80 milionach" nie tylko reżyseria, kostiumy i zdjęcia, ale także gra aktorska tworzą niepowtarzalny klimat. Rewelacyjnie wypada np. Piotr Głowacki jako kapitan SB - Sobczak. Główny szwarccharakter to postać cyniczna, zakłamana, wulgarna, brutalna, mająca ideały socjalistyczne w głębokim poważaniu, a przy tym groteskowa i miejscami komiczna. Świetni są jednak również pozostali aktorzy. Nawet „serialowy" Marcin Bosak zagrał „swoje”, a jedna z jego kwestii rzuconych w kierunku kochanki, która okazała się funkcjonariuszką SB, to wręcz meritum całego filmu: „Miło było pierd…ć esbecję”.

„80 milionów" dostarcza przede wszystkim dobrej rozrywki. Ale oprócz tego - dumy. Wielkiej dumy narodowej. Pierwszy raz chyba poczułem powagę sytuacji w jakiej w tamtym czasie znaleźli się działacze „Solidarności". Poczułem, że sprawa, o którą walczyli, była najwyższej wagi. Film przekonał mnie, że „Solidarność” to nie tylko nadmuchany patos, ale również ludzkie historie, pełne przypadków, dobrych i złych chęci, dwuznaczności, wątpliwości. Film Krzystka pokazał czym była prawdziwa solidarność w tamtych czasach. Chociaż w skoku na bank uczestniczyła trójka kolegów, to cała akcja nie udałaby się, gdyby nie ciche poparcie dyrektora banku, kasjerki, dostawców owoców, księdza biskupa, generała Wojska Polskiego czy zwykłych przechodniów. Z takiej solidarności możemy być dumni.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...