Kryminalny Wprost: Człowiek z wyrokiem

Dodano:
Henryk N. ps. "Dziad", fot. dziad.pl
Ludzi "Pruszkowa" uważał za głupich. Ich przywódcę – "Pershinga” – za sprzedającego się policji frajera. Sam nie przyznawał się do tego, że kieruje gangiem. – Szanują mnie, bo jestem bogaty i nikogo nie oszukałem – mówił w 1995 roku w rozmowie z "Wprost" Henryk N., ps. "Dziad”, przywódca "Wołomina".
Mirosław Cielemęcki i Artur Witoszek: Dlaczego mówią o panu, że jest pan szefem mafii?

Henryk N. ps. "Dziad': O to samo chciałbym spytać. Gazety powinny mnie chronić, bo jak mnie zabraknie – jak ja będę następny w kolejce do nieba – to o kim będą pisać? A skąd to się wzięło? Pewnie stąd, że jako pierwszy postawiłem się tym z „Pruszkowa”, że nie płacę haraczu. Były naloty policji na kantory – mój i kolegi. I na mój dom. Stąd ta sława.

Ale już wcześniej mówiło się o grupie „Wołomin”.

Ja bym nie przesadzał, że jest jakaś grupa. Znam tych chłopaków. Może jest ich kilku. Może i zarobią gdzieś po parę groszy. Po prostu trzymamy się razem. Nie jestem święty. Ale robię tak, żeby mnie nie złapali. Jak wszyscy. Moi najbliżsi to cztery-pięć osób. Bo kto pracuje w trzydzieści osób? Dwudziestu dziewięciu cicho będzie siedzieć, a jeden się znajdzie i zakapuje. A w trzy-cztery osoby to nikt się nie dowie.

Jak „pracują” pana znajomi?

Współpracują ze mną.

Policja uważa, że nielegalnie produkują wódkę, kradną samochody i nie tylko.

Latem policja złapała TIR-a i kilka rozlewni – i od razu, że to moje. Moje wszystko, co wykryli. I co? I nic. Nic do mnie nie mają.

A do kogo należą rozlewnie alkoholu w Brześćcach, Kobyłce, koło Skierniewic? Komu przypisać eksplozje w „Multi-Pubie” i „Eskadzie” lub podłożenie bomby w samochodzie „Pershinga”? Krążą pogłoski, że brali w tym udział pana ludzie.

Bzdury, macie złych informatorów.

Początkowo jednak zarabiał pan na spirytusie?

Od dwóch lat nie mam z tym nic wspólnego.

Dużo pan zarobił na wódce?

Dla mnie starczy. Dla moich dzieci też. Mam dom, luksusowe samochody. Ładnych kilka złotych. Załóżmy – 100-200 tys. dolarów to zawsze mam pod ręką. Czyli dla przeciętnego człowieka jestem bogaty.

W kwietniu ubiegłego roku gang z Pruszkowa najechał na pana dom. Za co „Pruszków” tak pana znienawidził?

„Pershing”, ci z Pruszkowa, chcieli wejść i brać haracz na całym moim terenie. Ja im powiedziałem, że tutaj nikt nie będzie płacił,. To ani jego, ani ludzi zza Wisły nie przekonało i powiedzieli, że wezmą paru chłopaków i wtedy pogadamy. Dobrze – powiedziałem. Czekaliśmy u mnie, w kantorze. Był ze mną ten, co zginął – Czesław K. Założyliśmy podsłuch i czekaliśmy na „rozmowę”. Z Pruszkowa przyjechały 32 samochody z ludźmi. Powiedzieli, że „Dziad” też będzie płacił. No to ich przegnałem. I od tego zaczęło być głośno wokół mnie.

Prowadzi pan dwa interesy – warsztat oraz kantor. Od tego chcieli haracz?

Oni chcieli mnie szantażować. Ich kolega, który był u mnie, przegrał miliard złotych w kasynie. U mnie trzymał ich pieniądze za towar. Powiedzmy, że za spirytus. Miał klucze do skarbca; przyjechał, zagadał moją żonę i zabrał pieniądze – ale moje. Gdy wytrzeźwiał, to przyjechał po te ich pieniądze, moich nie zwrócił. Oni mnie zabiją – mówił. Nic nie dostał. Powiedział mojemu koledze, że jak nie oddam, to „Pruszków” przyjedzie. I przyjechali.

„Pruszków” wydał na pana wyrok śmierci.

Tak było. Jak jeszcze nie siedzieli, to wydali. Jak byli razem.

Boi się pan?

Kogo – ich?!

Wyroku śmierci.

To są najgłupsi ludzie, jacy mogą być. Oni i za gwałty siedzą.

Jednak obawia się pan wyroku, bo na jakiś czas pan zniknął.

Dlaczego się mam ich obawiać? Niby dlaczego mieliby przyjść po mnie Ten miliard już im zapłacono.

Chyba jednak nie tylko o ten miliard chodziło, skoro zaczęły wybuchać bomby. Przecież ktoś je podkłada.

No, z nieba nie spadają. Ktoś musi podkładać. Ostatnio podłożono mojemu najbliższemu koledze, ale nie wybuchła. To było ze trzy tygodnie temu. Zapalnik jedynie wypalił, ale materiał – plastik – się pokruszył. Zamontowali tę bombę w śmietniku tuż przy jego samochodzie. On teraz jest u mnie, bo się boi o swoich bliskich.

Chcą zabić pana i pańskich ludzi?

Chcą zastraszyć. Ale ja nikomu w interesy nie wchodzę. Może chodzi o pieniądze, że je mam i pożyczam ludziom.

To może ktoś pana chce zastąpić w tych pożyczkach?

Być może. Wszystkie pożyczki są na ten sam procent. Ja się nikogo nie pytam, na co idą pieniądze i nie zmieniam oprocentowania.

Nie boi się pan „złych” kredytów?

Zawsze jest ryzyko. U mnie nawet brał jeden z bardziej znanych biznesmanów, Tadeusz M. Dom zastawił – 1200 metrów. I nie oddał pieniędzy. Do dziś nie mogę tego domu sprzedać.

Ma pan ochronę?

Chronią mnie znajomi – od czasu, jak chcieli pierwszy raz zabić Cześka. Jak bomba wybuchła na moim Targówku. Ale goryli nie mam. Mój dom jest otwarty.

Dlaczego on zginął?

Komuś musiał wejść w drogę. Komu? Na to pytanie to trzeba całą listę ułożyć. Papieru faksowego by zabrakło. On nie był dla ludzi, bo nie umiał się układać. Przez porwanie syna miał trochę długów. 100 tys. dolarów musiał zebrać. Ode mnie nie brał na wykup. Był wściekły. Dzwonił do tych, co myślał, że porwali mu syna i ubliżał im. Mówił, że nie da nic, a Darek ma się znaleźć w domu. Tak było pierwszego dnia. Drugiego zmiękł. W końcu zebrał te pieniądze.

Syna porwali mu ludzie z „Pruszkowa”?

Tak mówią. Ale różnie mogło być. Krótko przed śmiercią powiedział, że już na sto procent wie, kto to zrobił.

Kto więc zdecydował się na przeprowadzenie zamachu? Może ten, kto porwał mu syna?

Raczej nie. Ale on rozgadywał, że wie, kto „zawinął” Darka. Dużo osób to słyszało.

Pięć lat temu największe pieniądze robiło się na spirytusie. Teraz podobno najlepszym interesem jest amfetamina?


To prawda. Ale nikt panu nie powie, że ja kiedykolwiek kupiłem czy sprzedałem chociaż gram amfetaminy.

Jednak dawał pan pieniądze ludziom, którzy zarabiają na narkotykach?

Myślę, że mogły iść i na amfetaminę. Co mnie obchodzi, na co ludzie biorą ode mnie pieniądze? Ja się o to nie pytam. Ale sam z amfetaminą nie mam nic wspólnego. Podobnie jak z kradzionymi samochodami.

Pan – nie, ale pana koledzy – tak.

Nic mi na ten temat nie wiadomo. Moi najbliżsi znajomi na pewno nie.

Co dzieje się z „Pruszkowem” po zamknięciu „Pershinga”? Trzymają się nadal razem?

Według moich informacji – nie.

„Pershing” opowiada, że jeżeli on odbywa karę więzienia, to już wkrótce i na pana przyjdzie pora.

„Pershing” to stary frajer – wszyscy o tym wiedzą On współpracuje z policją, wszystkich kolegów posprzedaje. Zamknęli go, bo za dużo mówił. Jak wyjdzie, to nie wiem czy wróci do „Pruszkowa”. Przez niego siedzi dużo ludzi. Nawet tych, co z nim byli. On jest w więzieniu kapusiem. Nigdy w życiu nie miał interesu. Hazardzistą był – tylko konie i karty.

Jednak po rozpoczęciu wojny „Pruszkowa” z „Wołominem” spotkał się pan z nim.

Tak. W domu. Chciałem z nim porozmawiać.

„Pruszków” ma kontakty w Gdańsku i w Szczecinie.

Z tego, co wiem, to tak. Jeździli tam, straszyli.

Mówi się, że pan też ma dobre stosunki z ludźmi z Gdańska?

Nigdy w życiu nie byłem w Gdańsku.

Policja uważa, że w pana warsztacie przebija się numery kradzionych samochodów.

Zaklinam się na mojego wnuczka, którego bardzo kocham, że to bzdura.

Pana syna jednak aresztowano.

Aresztowano i zwolniono.

Wśród grup z prawobrzeżnej Warszawy cieszy się pan szacunkiem. Czy dlatego, że ma pan pieniądze?

Tak mi się wydaje. Kogo trzeba się bać – bogatego czy biednego? Bogatego. I oni wolą z bogatym. Szanują mnie, bo nikogo nie oszukałem. Chłopaki mają do mnie zaufanie. Z nimi kontakty mam od bardzo dawna, jeszcze gdy pracowałem „na składzie”; już wtedy skupowałem złoto i różne inne przedmioty. Od złodziei, ale nigdy przeze mnie nikt nie siedział. Wtedy poznałem wszystkich ludzi. A w gang to policja mnie wrobiła, bo ma złość. Przyjdzie czas, to wyjaśnię dlaczego.

Wprost” 22 kwietnia 1995, nr 14, Opracowanie cyklu „Kryminalny Wprost” - Izabela Smolińska i Sylwester Latkowski
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...