Następca Dzindzicia?
Żivković ma też kierować partią do czasu nowego kongresu, planowanego na przyszły rok.
Przemawiając na niedzielnym posiedzeniu kierownictwa DS, Żivković zapewnił, że ugrupowanie ma wystarczająco dużo sił, by kontynuować politykę swego zamordowanego przywódcy. "Jestem pewien, że wykorzystamy ten moment, by kontynuować budowę instytucji demokratycznych i silnej gospodarki" - powiedział.
Zapewnił, że śmierć Djindjicia nie zachwieje współpracą Belgradu z ONZ-owskim trybunałem ds. zbrodni wojennych w dawnej Jugosławii.
Kandydat na premiera wykluczył rozpisanie przedterminowych wyborów parlamentarnych i utworzenie rządu przejściowego. "Rząd ma poparcie parlamentu" - ocenił.
Żivković, dotychczas zastępca Dzindzicia w Partii Demokratycznej, zawsze był uważany za jednego z najbliższych mu ludzi. Absolwent szkoły ekonomicznej był w DS od chwili jej założenia. Wiceprzewodniczącym został po obaleniu Slobodana Miloszevicia w październiku 2000 r.
Urodzony w Niszu, został wybrany na burmistrza swego rodzinnego miasta po słynnych demonstracjach, które zimą 1996/97 doprowadziły do uznania przez Miloszevicia zwycięstwa opozycji w wyborach lokalnych. Jako burmistrz znany z bardzo dobrych kontaktów z lokalną społecznością, zyskał tytuł najpopularniejszego człowieka w Niszu.
Przeciwnicy zarzucają mu brak wykształcenia i prostackie maniery. "Nie jestem łobuzem, choć przy moich stu kilo żywej wagi niektórzy mogą tak myśleć. Ale ja naprawdę jestem demokratą" - zapewnia Żivković.
em, pap