"W łódce z napisem "casino" płyną głównie piłkarze"

Dodano:
Gerard Piqué, ZDJĘCIA: EUROPA PRESS VIA GETTY IMAGES
Większość polskich sportowców tuż po meczu gra dalej – w kasynie. Tę drugą, potajemną grę kończą dopiero po latach. Albo nigdy.
Przytłaczająca większość moich pacjentów hazardzistów to piłkarze. W grupie osób, które odpłyneły łódką z napisem „casino”, są głównie oni – mówi Robert Rutkowski, psychoterapeuta, specjalista od uzależnień, który pracuje także ze sportowcami. Piłkarz Tomasz Hajto opowiadał kilka lat temu: – Gra 80 proc. zawodników z polskiej ligi. Połowa w kasynach, reszta w domu, w internecie. Hazard to piłkarski problem zawodowy. Nie dotyczy zresztą tylko Polaków. Ma zasięg globalny. Duńscy psycholodzy od uzależnień przeprowadzili nawet na ten temat badania i wyszło im, że od hazardu w ich kraju uzależniony jest co trzeci piłkarz pierwszej ligi. Na Wyspach Brytyjskich głośna była afera „wieczorków pokerowych”, które organizowali zawodnikom trenerzy. Karciane rozgrywki idące w tysiące funtów rozgrzewały szatnie zawodników nawet przed meczami mundialowymi. A brytyjski piłkarz Paul Gascoigne to już, jeśli chodzi o nałogi, postać ikoniczna. Kasyno, whisky liczona butelkami i papierosy – setkami. Dominic Matteo i Garry Flitcroft z treningów odlatywali helikopterami – na wyścigi konne. O tym, że piłkarze masowo popadają w nałóg hazardu, wiadomo od dawna. Temat odżył, po tym jak „Fakt” opublikował zdjęcie jednego z lepszych zawodników Wisły Kraków Łukasza Burligi w zakładzie bukmacherskim.

Sprawa jest poważna z dwóch powodów. Po pierwsze, Burliga obstawiał rozgrywki piłkarskie, co jest nieetyczne i rodzi podejrzenia ustawiania meczów. Po drugie, zawodnik z nałogiem walczy od lat i do czasu publikacji w „Fakcie” publicznie zapewniał, że tę walkę wygrał. Teraz wiadomo, że kłamał. To typowe dla każdego nałogowca – oszukuje, żeby dostać to, od czego jest uzależniony. Burliga chodził na terapię, dziękował trenerowi za wsparcie w walce z nałogiem, a potem szedł do kasyna albo obstawiał zakłady. Teraz ma długi i zrujnowane życie. Opowiedział o wszystkim na konferencji prasowej i zapowiedział, że będzie się leczył w zamkniętym ośrodku.

Nie jest wyjątkiem. Historie piłkarzy hazardzistów opisywane są przez media od bardzo dawna. Nazwiska padają oficjalnie albo są środowiskową tajemnicą poliszynela. Piłkarze przegrywają majątki, zaniedbują kariery i tracą kontrakty. Wahan Geworgian, kiedyś świetnie zapowiadający się zawodnik gruzińskiego pochodzenia, w jedną noc potrafił przegrać 130 tys. zł. Mariusz Nosal, który grał m.in. w Odrze Wodzisław, nie tylko przegrał wszystko, co miał, ale i to, czego nie miał, zapożyczając się na sumy, których nie mógł oddać. Ścigali go wierzyciele, więc uciekł za granicę. Stracił rodzinę, rozwiódł się z żoną, zerwał kontakty z przyjaciółmi. Igor Sypniewski z Wisły Kraków z powodu hazardu wpadł w ciąg wydarzeń, które zakończyło więzienie. Sławomir Rutka przez hazard stracił karierę, rodzinę, w końcu popełnił samobójstwo.

NICI Z TRANSFERU

O swoim życiu w kasynie rok temu opowiedział publicznie Grzegorz Król, piłkarz Lechii Gdańsk, Amiki Wronki i Lecha Poznań. Rozmowę z nim opublikował też serwis Gwizdek24.pl. „Grałem wtedy w Szczakowiance Jaworzno. Tyle że gdy podpisywałem z nimi umowę, to byli w Ekstraklasie. A kilka tygodni później, ze względu na udział w aferze korupcyjnej, zostali zdegradowani do drugiej ligi. [...] I wtedy zadzwonił do mnie Czesław Michniewicz, trener Lecha. Zaproponował transfer, ale przepisy zabraniały zmiany klubu dwa razy w tej samej rundzie. Jedynym wyjściem było rozwiązanie umowy z winy klubu. Szczakowianka się zgodziła, ale zażądała za to 20 tys. zł. [...] Michniewicz powiedział, że Lech daje 10 tys., a ja miałem dołożyć drugie 10 tys. Z Jerzym Frenkielem, działaczem Szczakowianki, umówiłem się na Dworcu Centralnym w Warszawie na 12.00. Byłem na dworcu o 11.15, więc pomyślałem, że skoczę jeszcze do hotelu Polonia, niedaleko dworca, postawię kilka razy w kasynie i wrócę. Miałem te 20 tys. plus 3-4 tys. dodatkowo. No i w tej Polonii utknąłem na dwa dni. Przegrałem wszystko i z transferu do Lecha były nici”.

Serwis Legia.net (2006 r.): „B., mimo gry w dobrym zachodnim klubie, nie ma nic, wszystko zostawił kasynom. Powołania na kadrę, kiedy jeszcze przychodziły, traktował jak szansę na zaciągnięcie pożyczki u kolegów. [...] C. potrafił przy ruletce spędzić kilka dni z rzędu. Bywało, że bez słowa uprzedzenia nie pojawiał się na treningach. Usprawiedliwiał się później »kłopotami rodzinnymi«. Gdy zapożyczony u kolegów zniknął z klubu po raz kolejny, wyrzucono go i odebrano mieszkanie. Okazało się, że zostawił je ogołocone do czysta. Sprzedał nawet umywalkę, muszlę klozetową i klamki. [...] Kiedy D. zabrakło na grę, natychmiastową pożyczkę zaoferowali »przyjaciele« z kasyna. Na dziesięć procent dziennie. Wziął, bo przecież miał wygrać. Nie wygrał. Koledzy w bagażniku wywozili go do sąsiedniego miasta. Od »przyjaciół« dostał wiadomość, że jeśli nie spłaci długu, przestrzelą mu kolana”.

WOJTEK KOPIE ROWEK

Dlaczego piłkarze uzależniają się właśnie od hazardu? I dlaczego ofiarą tej choroby pada tak wielu? Chociaż ich historie różnią się w szczegółach, schemat powstawania nałogu i powody, przez które do niego dochodzi, są zwykle te same. Dlatego w oparciu o charakterystykę hazardzisty, którą nakreśla Robert Rutkowski, stworzyliśmy fikcyjną postać piłkarza, którym mógłby być z powodzeniem niemal każdy pacjent terapeuty. Ma na imię, powiedzmy, Wojciech. Jest młody, ma 24 lata. Pochodzi z małego miasta, w którym nie ma luksusowych knajp, hoteli, pól golfowych czy drogich klubów. Stolica mu imponuje. Tu luksus jest na wyciągnięcie ręki.

Wojtek gra w klubie drugoligowym. Do Warszawy przyjeżdża na mecze. Długą podróż w autokarze chce się jakoś skrócić. Koledzy nie czytają książek, Wojtek też nie lubi, nawet nie pomyślałby, żeby zabrać jakąś do autokaru, czytanie go nigdy nie wciągało. Ale wciągnęły go karty. W autokarze prawie wszyscy grają. I zawsze na pieniądze, bez tego nie byłoby emocji. A sportowcy przecież lubią emocje, muszą rywalizować. Gra na pieniądze to poważna sprawa, bez pieniędzy mogą sobie grać dzieci. Wojtek w klubie zarabia tyle, ile jego ojciec nie zarobiłby przez pół życia. Żeni się z fajną laską. Koledzy z rodzinnego miasta mu zazdroszczą. Po meczu trener zaprasza do kasyna. A tam wydekoltowane piękne kobiety częstują whisky. Faceci w garniturach uśmiechają się życzliwie. Błyszczą żyrandole, błyszczy biżuteria, błyszczy szkło. Wojtek czuje, że znalazł się w miejscu, do którego jego ojciec nie trafi nigdy. I wszyscy są tam dla niego mili. Trochę wygra, trochę przegra, ale nie robi to na nim wrażenia, stać go.

Do kasyna chodzi prawie cały klub. Do Wojtka zaczynają docierać opowieści o kolegach, którzy przesadzili i stracili straszne pieniądze. Ktoś stracił kontrakt z dobrym klubem, bo zasiedział się przy ruletce. Ktoś inny dom, samochód. Wojtek właśnie kupił sobie srebrnego chryslera crossfire’a. Ma pieniądze, dlatego nie przeszkadza mu, że w kasynie coraz częściej przegrywa. Tak, są tacy, co się stoczyli, ale jego to nie dotyczy. Koledzy zakładają się, kto dostanie kontrakt do jakiego klubu, kto ile bramek strzeli na meczu, obstawiają też mecze u „buka”, choć trener dostaje wtedy szału. Grają w szatni w karty, w zapałki, pieniądze mają nieustanny obieg.

Na wyjeździe Wojtek poszedł z kolegami do kasyna i przegrał. Trochę się zaniepokoił, co by zrobił, gdyby nie miał pieniędzy na to, żeby spędzać wieczory w takich miejscach. Byłby jak koledzy z jego miasta. Dopóki jest w kasynie, jest kimś. Niedawno jakiś klient go rozpoznał i chciał autograf. Hostessa uśmiechnęła się z jeszcze większym podziwem. Tu jest życie! Terapeuci od uzależnień mówią na ten moment „rycie rowka” – jeżeli coś nam sprawia przyjemność, chcemy to powtarzać. Wojtek chce! Panuje nad swoją grą. Nie tak jak ci, którzy się stoczyli. Żona go denerwuje, bo chce, żeby nie wychodził grać. Żona się boi. Nie rozumie, co się dzieje z Wojtkiem. Jest zazdrosna. Wojtek znika na całe noce. Przegrywa pieniądze. Zaczynają się problemy finansowe. Żona czuje, że kasyno jest ważniejsze od niej. Czuje, jakby Wojtek miał z kasynem romans.

Kasyno to kotwica – tak nazwaliby to terapeuci. Gdyby Wojtek przestał chodzić do kasyna, to tak, jakby miał odpłynąć do swojego miasteczka, do gorszego życia. Za nic w świecie tego nie chce. A poza tym robi się nerwowy, kiedy nie gra. Żeby nie kłócić się z żoną, wychodzi grać po kryjomu, wymyka się niby do kumpla. Już czuje, już nawet wie, że dzieje się coś złego, ale nikomu się do tego nie przyzna. Przecież panuje nad swoją grą. Gra już wszędzie. U „buka”, nawet najbardziej obskurnego, w kasynach za pieniądze pożyczone od ludzi z miasta na wysoki procent, w necie, w telefonie. Już nawet nie patrzy, czy wygrywa. Liczy się tylko sama gra. Wojtek dzieli miasto na obszary według występowania budek z zakładami i kasyn. Tam, gdzie jego żona widzi ulicę i sklepy, on widzi hotel z napisem „casino”, automat z jednorękim bandytą. Nie mają samochodu, bo Wojtek potrzebował gotówki. Bo nikt już mu nie chce pożyczać.

ŁATWIEJ LECZYĆ Z HEROINY

I teraz scenariusz może pójść różnymi drogami. Jedna jest taka, że żona Wojtka nie wytrzymuje najść ludzi z miasta, którzy chcą zwrotu pieniędzy z procentem, i wyprowadza się do matki. Wojtka już nic nie hamuje, rozwód, upadek, stracone życie. Druga droga jest taka, że żona grozi rozwodem, jeśli Wojtek nie pójdzie na terapię. Nawet sama dzwoni do terapeuty z prośbą o pomoc. Dołącza się trener, Wojtek zaczyna walkę o siebie.

Zakończenie tej historii może mieć wiele wersji. Podobne są początki. – Piłkarze to ludzie, którzy mają pieniądze i przez długi czas nie czują strat, kiedy karmią swojego demona – mówi Robert Rutkowski. – A kiedy pojawiają się straty, to fundament uzależnienia jest już na tyle mocny, że walka z nim jest niezwykle trudna. Raz przyszedł do mnie hazardzista, który wyglądał tak, że myślałem, że to koleś przed detoksem heroinowym. Miał dygot, normalne fizjologiczne objawy zespołu abstynenckiego. To jest normalny mechanizm behawioralny. Choć hazardzista nie dostaje substancji z zewnątrz, reaguje tak, jakby dostawał.

Dla Rutkowskiego jako terapeuty walka z uzależnieniem od heroiny byłaby nawet łatwiejsza niż z nałogiem hazardowym. Bo heroina nie leży na każdym stole, a gry są wszędzie: w telefonie, na Facebooku, przy kasie w hipermarkecie (zdrapki). Nawet zapałki są niebezpieczne, bo od razu kojarzą się z grą. A nałogowego gracza trzeba od źródła uzależnienia całkowicie odciąć. W dzisiejszym świecie oznacza to, że trzeba go odciąć od zwykłego życia. I od klubu, w którym wszyscy grają. Bo to pułapka drzwi obustronnych – tu terapia, tam stary styl życia. – Terapia hazardzisty jest bardzo trudna, jak ktoś się tym skaleczy, to ma poważny problem – mówi Rutkowski. Ale hazard to nie jest jedyny problem piłkarzy. Zachłystując się życiem i blaskiem żyrandoli z kasyn, wychodzą do burdeli. Nielegalne życie jest takie pociągające. Zwłaszcza dla sportowca, który karmi się silnymi emocjami. Tylko że wtedy jeszcze trudniej wrócić do życia w domu. Żona i dzieci są może i fajne, ale takie nudne.

Tekst ukazał się w numerze 25 /2014 tygodnika "Wprost".

Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania.
Najnowszy "Wprost" jest  także dostępny na Facebooku.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.

Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na  AppleStore  GooglePlay

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...