Broń w Sejmie (aktl.)

Dodano:
Straż marszałkowska znalazła w Sejmie porzuconą broń. W pierwszych dniach marca, tuż obok sali obrad, w toalecie leżał pistolet Glock 17 i dwa magazynki z ostrymi nabojami.
Gdy straż marszałkowska została poinformowana o dziwnym znalezisku, zamknęła ubikację. Do akcji wkroczyli funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu. I to oni przejęli sprawę. Próbowaliśmy oficjalnie wyjaśnić okoliczności tego incydentu. Wysłaliśmy do  Kancelarii Sejmu pytania na piśmie, ale na razie nie otrzymaliśmy odpowiedzi - pisze "Życie Warszawy".

W związku z artykułem Prokuratura Rejonowa Warszawa Śródmieście wszczęła postępowanie sprawdzające w tej sprawie. Zawiadomienie złożyło Biuro Ochrony Rządu - poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej Maciej Kujawski. "Postępowanie sprawdzające dotyczy nieumyślnej utraty broni palnej. Za to grozi kara pozbawienia wolności do roku" -  powiedział prokurator. Dodał, że jeszcze nie zapadła decyzja o  wszczęciu śledztwa w tej sprawie.

Posłów obowiązuje zakaz wnoszenia broni i amunicji do gmachu Sejmu. Mogą pozostawić ją w skrytkach znajdujących się w Nowym Domu Poselskim lub przy głównym wejściu. Pozostawienie przez nich broni jest odnotowane przez straż marszałkowską w tzw. książce broni. Strażnik zapisuje nazwisko posła, rodzaj broni i ilość amunicji oraz godzinę jej złożenia.

Jak podkreślił jednak poseł SLD Jerzy Dziewulski, posłowie tak naprawdę nie są sprawdzani, nie można więc wykluczyć, że niektórzy mają broń stale przy sobie. Zdaniem Dziewulskiego, mało prawdopodobne jest jednak, by poseł nosił dwa magazynki amunicji - co charakterystyczne jest dla profesjonalistów, m.in. oficerów BOR.

"Dla własnej obrony noszenie jednego magazynka jest zupełnie wystarczające" - ocenił. Według niego możliwe, że broń "przez zwykłe gapiostwo" zostawił właśnie oficer BOR.

"Ten człowiek tylko przypadkowi zawdzięcza, że ta broń nie  dostała się w niepowołane ręce. Do Sejmu wchodzą ludzie na  komisje, wchodzą wycieczki. Wyobraźmy sobie sytuacje, że młody człowiek wchodzi do toalety i znajduje broń. Tu zaczyna się dramat odda czy nie odda. Na szczęście tym razem znalazła ją osoba odpowiedzialna" - podkreślił poseł.

"Prawdopodobnie któryś z agentów BOR poszedł do toalety. Wyjął broń, żeby mu nie przeszkadzała i o niej zapomniał" - spekuluje Krzysztof Rutkowski, poseł i detektyw - podaje dziennik.

Zdaniem Dziewulskiego, toaleta to "popularne" miejsce zagubienia broni przez policjantów. "Trudno załatwiać się z takim sprzętem, więc mundurowi wieszają pas z bronią na klamce, a potem spieszą się żeby umyć ręce" - tłumaczy polityk SLD. Uważa, że funkcjonariusz, który nie ma nawyku pilnowania broni, to dyletant, który powinien zostać wydalony ze służby - pisze "Życie Warszawy".

oj, pap

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...