Strachy na Lachy

Dodano:
Nic tak dobrze nie sprzedaje się jak złe wiadomości. Dlatego media lubią straszyć. Powszechne podwyżki cen i szalejąca drożyzna świetnie się do tego nadają. 12 marca taki alarm cenowy ogłosił „Dziennik” (tytuł - „Idzie wiosna będą podwyżki”). Wczoraj (14 marca) straszyć zaczęły portale internetowe: „Przygotuj się, bo wszystko zdrożeje!” tytułuje swojego newsa Interia, „Szykujmy się na podwyżki cen” wtóruje Wirtualna Polska, „Zapowiada się silny wzrost cen” straszy Onet.
Skąd takie czarne prognozy? I co oznacza „silny wzrost cen” w kraju, w którym w końcu 1989 roku inflacja w przeliczeniu rocznym wynosiła ponad 1000 proc., i który jeszcze w roku 2000 miał inflację dwucyfrową? Czy najtańszy bochenek chleba będzie kosztował 3 złote, litr benzyny 6 zł, a po butelkę wódki trzeba będzie do sklepu przychodzić z żyrantem?

Daje słowo honoru, że nic takiego się nie wydarzy. Inflacja na koniec roku wynosiła 1,4 proc. i była najniższa w Europie. Z początkiem roku – przednówek po nienajlepszych zbiorach – wzrosła, ale raptem (luty) do 1,9 proc., co dalej plasuje nas wśród krajów o najniższym wzroście cen. W najbliższych miesiącach – najprawdopodobniej - będzie rosła i na koniec roku wyniesie wedle prognoz około 2,5 proc. Dalej będzie to jeden z lepszych wyników w Europie, i na pewno nie będzie to wzrost cen, który można określić jako „silny”. (Na pewno także nie wszystko podrożeje!)

Na koniec pozwolę sobie przypomnieć jedną z prostszych prawd ekonomicznych. Inflacja jest zawsze zjawiskiem pieniężnym, czyli ceny rosną wtedy, kiedy powiększają się dochody. (Nawet jeżeli pojawiają się tzw. „szoki podażowe” – nieurodzaj, wzrost cen ropy na rynkach światowych itd. - ceny można utrzymać w ryzach prowadzać restrykcyjna politykę monetarną, czyli hamując wzrost dochodów. To, czy to jest dobra polityka, to już inna sprawa.) A dochody powiększają się bowiem mamy szybki wzrost gospodarczy. I dzieje się to, co na ogół ma miejsce przy przyśpieszeniu wzrostu – wyższym wskaźnikom PKB towarzyszy szybszy wzrost cen. Tak długo jak nie przekracza on dopuszczalnych granic (a 2,5 proc. w skali rocznej na pewno takim przekroczeniem nie jest), zjawisko to jest społecznie opłacalne. Oczywiście ryzyko wyrwania się wzrostu cen spod kontroli, jeżeli do inflacji dochodowej dołożą się owe „szoki podażowe” i powiększanie cen regulowanych, istnieje. Ale od tego, żeby ryzyko to minimalizować mamy Radę Polityki Pieniężnej. Niech czuwa!
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...