Mission impossible

Dodano:
Na nowo powiązać poezję ze służbą w kawalerii – to zadanie dla prawdziwego mężczyzny.
Bogdan Zdrojewski zostanie ministrem. Nie wiadomo tylko, jaki resort obejmie. W grę wchodzą kultura i obrona narodowa. Jako minister kultury szef klubu PO chce stawiać na młodą twórczość, a jako minister obrony pragnie uzawodowić armię. Ponieważ pisanie wierszy dość wyraźnie różni się od strzelania z działa, złośliwi sugerują, że dla Zdrojewskiego mniej ważny jest resort, a ważniejsze stanowisko. Mówiąc językiem ustępującego rządu, jest to jednak oczywista nieprawda. – Nie chciałbym być ministrem jedynie po to, by piastować funkcję. Ja chcę realizować misję – tłumaczy na łamach „Dziennika” sam zainteresowany.

Jaka to misja, niełatwo zgadnąć, ale istnieje pewien trop, który warto przemyśleć. Otóż w jednym ze swoich felietonów Gilbert Keith Chesterton opisuje swą międzywojenną wizytę w Polsce. Na dworcu powitała go kompania honorowa kawalerii z młodym oficerem na czele, który – według relacji angielskiego publicysty – „przemówił do nas pięknie, bardzo dobrą francuszczyzną”, a następnie, już podczas swobodnej rozmowy, stwierdził z humorem, że istnieją tylko dwa rzemiosła godne mężczyzny: poezja i służba w kawalerii. W tej idei cywilizowanego żołnierza, który „poza sztuką wojenną interesuje się innymi sztukami i to tak jak prawdziwy artysta”, dostrzegł Chesterton emanację romantyzmu decydującego o wielkości Polaków.

Niestety, po II wojnie światowej ten związek między sztuką a wojskowością został przerwany, a politycy III i IV RP nie zrobili nic, by go odnowić. Ostatnio chodziły wprawdzie słuchy, że Radek Sikorski przeczytał jakąś książkę, ale okazało się, że nie przeczytał, tylko napisał, a właściwie nie napisał, tylko udzielił wywiadu-rzeki.

W związku z tym intencje Zdrojewskiego wydają się bardziej czytelne. Na nowo powiązać poezję ze służbą w kawalerii – to zadanie dla prawdziwego mężczyzny. Dlatego źle by się stało, gdyby szef klubu PO naprawdę musiał wybierać między resortami kultury i obrony. Zdecydowanie powinien stanąć na czele obu ministerstw, połączonych w jeden wielki departament literatury i wojny. Zarówno żołnierzom, jak i poetom wyszłoby to na zdrowie. Pierwsi nadrobiliby zaległości lekturowe, a drudzy po dniu spędzonym na poligonie zaczęliby wreszcie pisać patriotyczne poematy. W efekcie polski romantyzm zatriumfowałby nad światem i nikomu więcej nie przyszłoby do głowy podejrzewać PO o przypadkowość w obsadzaniu stanowisk.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...