Szynk Vrbovec

Dodano:
W czeskiej Pradze oczywiście piją piwo. Piją go dużo i w różnych gatunkach, od lekkich desítek, bo bardziej esencjonalne „dwunastki”, od jasnych pilsnerów, po piwa tmavé, czyli ciemne. Na lewej stronie Wełtawy piją Staropramena, na prawej Branik, a dla prawdziwych Prażaków ów lokalny patriotyzm wyrażany w miłości do jednego i bezinteresownej nienawiści do drugiego browaru zdaje się być ważniejszy niż to, czy kibicuje się Slavii, czy raczej Sparcie. Dyskusji na ten temat nie usłyszymy jednak na pewno w małej knajpce w samym sercu Pragi, w dolnym biegu Václavskich Náměstí – w Šenku Vrbovec.
Oszołomieni secesyjnymi fasadami i barwnymi wystawami Wacławiaka turyści najczęściej w ogóle nie zauważają przykurzonego wejścia do owej mikroskopijnej winiarni. I dobrze, bo nie dla nich to miejsce. Do Vrbovca wpadają na kielicha Prażaki, albo tacy, którzy bardzo chcą za nich uchodzić, jak na przykład mieszkający w Pradze od lat expaci powoli wtapiający się w czeski tłum. Idea miejsca jest prosta. Kilka wysokich stołów, przy których pije się bądź na stojąco, bądź na barowych stołkach; bufet, bufetowa a za nią cztery krany opatrzone dużą tabliczką z nazwą odmiany: veltlínské červené rané, müller-thurgau, moravský muškát, ryzlink vlašský, zweigelt rebe... Kieliszek zwykły – 15 koron, co po dzisiejszym kursie daje jakieś 2 złote, podwójny 3,80.

Najtłoczniej, a co za tym idzie najfajniej jest w szynku między piątą, a siódmą, gdy ludzie wychodzą z pracy i poprawiają sobie nastrój kieliszkiem milerki, czy weczerki, jak ujmująco skraca się tu przydługie nazwy niektórych odmian. W szczycie jest zatem ciasno i zdarza się, że swoje wino trzeba wypić stojąc po prostu pod ścianą. W pewne czwartkowe popołudnie naliczyłem we Vrbovcu z pięćdziesiąt ludzi...

Sam Vrbovec to całkiem zacna wieś winiarska na Morawach, siedem kilometrów za Znojmem, w kierunku plastikowego lunaparku na czesko-austriackiej granicy zbudowanego w radosnych czasach strefy wolnocłowej (jestem przekonany, że wielu z Państwa kiedyś tam, nieświadomie przejeżdżała obok winnic, z których pochodzą wina serwowane w szynku). Powstają tam zupełnie poważne wina, choć to raczej nie one trafiają do szynku na Wacławiaku.

Duża część gości pali, więc o wrażeniach degustacyjnych wiele powiedzieć się nie da. Tu zresztą wino pijane jest dla ukojenia skołatanych pracą nerwów, albo po prostu dla ugaszenia pragnienia. Zresztą w Šenku Vrbovec, czy to w mroźny, zimowy czwartek, czy gorący, letni wtorek najlepsze jest wino z Vrbovca i żadne inne. Cieszy mnie ta myśl, bo za kilka dni ruszam do Pragi i pewnie pierwsze swe kroki skieruję właśnie do Vrbovca. Jak zawsze. Wino to czasem także proste miejsca takie jak praski šenk.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...