I jeszcze o parytetach

Dodano:
Samochód to jednak doskonała rzecz. Człowiek może sobie posłuchać wreszcie radia (tak, tak tego "pierwszego" i "informacyjnego") do woli i zrozumieć, że bez parytetów dla kobiet parlament jest niereprezentatywny, nieodpowiedni, a do tego nienowoczesny. I że wszystkie kraje idą w tym kierunku, a jedynie Polska nie.
A skoro już to wiem, to przyszło mi do głowy, że równanie do  innych to za mało, my powinniśmy dać przykład innym krajom i rozszerzyć parytety także na inne grupy społeczne (szczególnie, ale nie tylko, te które uznają się za dyskryminowane). I tak zacząć należy od leworęcznych (10 procent każdej populacji), których w Sejmie, Senacie i na listach powinno być nie mniej niż w społeczeństwie. Idąc dalej odpowiednio obecni powinni być otyli ("niewymiarowi"), homoseksualiści (tu mamy pewien problem, bo naukowcy różnią się w opiniach na temat tego, ile ich jest - dane wahają się między 1,5 a 7 procentami), lesbijki, maratończycy, abstynenci, przedstawiciele rodzin wielodzietnych (każdy kto ma dzieci - sztuk powyżej dwóch ma świadomość, jak mocno dyskryminująca jest to sytuacja), single itd.

Żeby było sprawiedliwie, należy też podzielić (kierując się kryteriami statystycznymi) miejsca (na listach, ale z czasem też, żeby bezczelni wyborcy nie szkodzili jakimś własnym widzimisię, także w parlamencie, na uczelniach, w ministerstwach i w zakładach pracy) między niebiesko, czarno, zielonookich, blondynów/ki, brunetów/ki, rudych (ta mniejszość - każdy kto czytał sam lub dzieciom "Anię z Zielonego Wzgórza" - też jest prześladowana od wieków) i farbowanych. Dzięki temu nikt nie będzie dyskryminowany, parlament będzie reprezentatywny. I tylko demokracja (zwykła, a nie parytetowa) weźmie w łeb. Ale kto z postępowców, by się tym przejmował?
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...