Polak, Włoch - dwa bratanki. Czyli o Wałęsie i Berlusconim

Dodano:
Z góry uprzedzam, to nie do końca merytoryczny i w dużej mierze osobisty komentarz a propos tychże dwóch polityków. Będących, co jest ich wielkim atutem, typowymi wrześniowymi wagami.
I w tym momencie sprawa jest jasna. Do obu panów odczuwam - pomimo wszystko - dużą sympatię. Zarówno prezydent Lech Wałęsa, jak i premier Silvio Berlusconi urodzili się cztery dni później niż ja, no i oczywiście o ileś tam lat wcześniej. Jako więc typowa narcystyczna i egocentryczna waga lubię ludzi podobnych sobie :)

Dwa dni temu w polskim Stałym Przedstawicielstwie przy Unii Europejskiej odbył się wykład prezydenta Wałęsy. Pretekstem było dwudziestolecie powołania rządu Tadeusza Mazowieckiego. Szczerze mówiąc, wykład w sporej części przypominał kabaretowe show. Oto przykład. Pytanie z sali: czy czytał Pan traktat lizboński, który teraz Pan zachwala? Prezydent Wałęsa: jasne, że czytałem. Pytanie: Ja również czytałem, ale niczego nie zrozumiałem. Wałęsa: Ja też nie zrozumiałem. Ale panie, Ty żeś nie zrozumiał w jedną stronę, a ja w inną... Itp, itd.

Śmiałam się zatem wraz z większością sali w wielu momentach. Kiedy jednak na spokojnie zastanowiłam się nad spotkaniem i wypowiedziami Wałęsy, także na temat traktatu, inaczej na to spojrzałam. Jest takie polskie przysłowie - wie, że dzwonią, ale nie wie, w którym kościele. Podobnie jest z prezydentem Wałęsą. On intuicyjnie wyczuwa problem, ale ma problemy ze sprecyzowaniem swoich odczuć. Przy odpowiednim wysiłku można zrozumieć, o co mu chodzi. Bo pomimo wszystko w swojej generalnej wizji Europy Wałęsa jest dosyć spójny. Gubi się w detalach, typu system podatkowy, trafnie jednak wyczuwa kłopot, jaki Europa ma sama ze sobą. Czyli rozmytą tożsamość i równie rozmyty system wartości. Europa nie wie, kim jest, zapomina, kim była i nie wie, w jakim kierunku właściwie zmierza. A co z tego wynika, jak się mierzyć z konkurencją.

Z Wałęsą można się nie zgadzać. Bo niektóre wypowiedzi ma poniżej pasa i przez nie niszczy tylko swój własny pomnik. Sama o tym pisałam. Można z nim polemizować. Ale przynajmniej jest jakiś. Ma osobowość i indywidualność. I to jest właśnie cecha wspólna ze wspomnianym we wstępie Berlusconim. Bo włoskiemu premierowi można zarzucać tysiące rzeczy (osobiście najbardziej mnie irytuje jego stosunek do Rosji), ale na pewno nie brak osobowości, wdzięku osobistego i charyzmy. I Wałęsa i Berlusconi mówią przy tym to, o czym inni tylko po cichu i przy zgaszonym świetle myślą albo nawet i wstydzą się myśleć.

I tak się rzecz ma cała, jak zwykł kończyć swe felietony jeden z publicystów "Czasu Krakowskiego". Mniej więcej sto lat temu.

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...