Obrzydzacze

Dodano:
Rośnie w Polsce grupa komentatorów, których głównym zajęciem staje się obrzydzanie polityków. Obrzydzanie jest zajęciem łatwym, bo nie wymagającym rzeczowej argumentacji. I popłatnym, bo spotykającym się z uznaniem znacznej części odbiorców. Ludowe przeświadczenie nakazuje sądzić, że politycy są odrażający, brudni, źli – oczywiście w przeciwieństwie do nas, zwykłych, uczciwych, prostych obywateli. Żerując na najniższych instynktach, obrzydzacze wspinają się na najwyższe poziomy obrzydzania.
Rzeczowa krytyka wymaga przytoczenia argumentów, a to wymaga wysiłku zarówno od autora krytyki jak i odbiorcy, który musi się z argumentami zapoznać. Przykładem jest choćby tekst „Nietrafiony prezent”, autorstwa mojej sąsiadki z portalu, pani Ireny Szafrańskiej, w którym skrytykowała koalicję za zadłużanie państwa. Z wymową artykułu można się zgadzać lub nie, aby jednak z nim polemizować, trzeba posłużyć się twardymi argumentami, bo autorka też powołuje się na konkretne dane.

Obrzydzanie jest o niebo łatwiejsze. Wystarczy po prostu zademonstrować dziennikarskie poczucie wyższości. Przy czym obrzydzacze dzielą się na dwie grupy: obrzydzaczy salonowych i obrzydzaczy śmietnikowych.

Obrzydzacze salonowi obrzydzają z elegancją. Wyraża się to w zwrotach będących swego rodzaju wyznaniem wiary: „Nie wierzę, aby PiS umiał zdobyć się na rozsądne myślenie”; „Nie wierzę, aby Szmajdziński miał jakiekolwiek szanse w wyborach”; „Nie wierzę, aby Platforma zdołała utrzymać popularność”. Dlaczego komentator nie wierzy? Bo ma opinie specjalistów? Badania politologów? Dane statystyczne? Nie, nie wierzy, bo jest niewierzący. Kropka.

Czasem obrzydzacze salonowi zdobywają się też na demonstrowanie obrzydzenia do całej klasy politycznej. A wszystko w sosie demonstrowanej wyższości: Ach, och, ta nasza klasa polityczna to wiadomo, jaka jest, nie możemy po naszych politykach oczekiwać zbyt wiele, nieprawdaż?

Obrzydzacze śmietnikowi leją na całego. Żadnej elegancji, elokwentnych zwrotów, subtelnych dowcipów. Obrzydzacz śmietnikowy serwuje śmieciowe plotki, których często nawet nie weryfikuje. Bywa, że celowo nie weryfikuje, czyli celowo dezinformuje, bo wierszówka to fajna sprawa. Zajęciem obrzydzaczy śmietnikowych jest przekręcanie nazwisk, szydzenie z wyglądu (również kobiet) i z wieku, wymyślanie obraźliwych inwektyw. Rubaszny rechot śmietnikowych obrzydzaczy przypomina poczucie humoru stadionowych zadymiarzy. Albo średniowiecznych rycerzy, których podczas wypraw krzyżowych szczerze rozbawiał widok grubych chłopek taplających się w błocie z świniami.

Czasem obrzydzacze salonowi i śmietnikowi uderzają w poważniejsze tony. Przywdziewają wtedy szaty Katona i sięgają po badania opinii publicznej, z których wynika, że Polacy nisko cenią polityków, Sejm, Senat, urząd prezydenta, a także demokrację. Przywołując te wyniki, obrzydzacze rwą włosy z głowy i dociekają co zrobić, abyśmy mieli godnych szacunku polityków, cóż ach cóż uczynić, abyśmy zaczęli chodzić na wybory i bardziej cenić demokrację. Po biadoleniu, obrzydzacze wracają do właściwego im zajęcia, czyli tłumaczenia społeczeństwu, dlaczego ma pogardzać politykami i życiem publicznym.

W starych demokracjach dominuje ostra, lecz rzeczowa krytyka. W naszej młodej demokracji, również tej medialnej, obrzydzanie wybija się na plan pierwszy. Ale stare demokracje opierają się na wyrachowanej kulturze mieszczańskiej, która wymaga, aby krytykę uzasadniać konkretnymi, przemyślanymi informacjami. W krajach o kulturze agrarnej nadal tu i tam przebija mentalność pańszczyźniana. Żeby zrabować dwór i wyrżnąć rodzinę dziedzica, wystarczyło hasło „rżnij, kary nie będzie”. No to rżniemy tych jaśnie panów dziedziców z Wiejskiej, piłą na pół.

Obrzydzaczom życzę aby choć w Wigilię przemówili ludzkim głosem. A wszystkim Czytelnikom, żeby – zanim odruchowo przytakną obrzydzaczom – zastanowili się, czy czasem nie obrzydzają oni Was samych, drodzy obywatele i wyborcy.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...