O Grecji raz jeszcze

Dodano:
Kryzys ekonomiczny w Grecji sprawił, że rozstrzyga się teraz unijne być lub być.
W ciągu ostatnich lat kilka było "momentów zwrotnych", tudzież historycznych, w dziejach Unii Europejskiej. Zaliczyć do nich można z pewnością wielkie rozszerzenie wspólnoty w 2004 roku o dziesięć krajów. Ale też odrzucenie konstytucji europejskiej przez Holendrów i Francuzów (i w ogóle sam fakt powstania eurokonstytucji), czy też burzliwe dzieje ratyfikacji eurokonstytucji bis, czyli traktatu lizbońskiego.
Najważniejszy moment nadszedł jednak dopiero teraz, wraz z greckim kryzysem gospodarczym. Kryzys ów ujawnił kilka bardzo negatywnych zjawisk. To po pierwsze, karygodne swoją drogą, regularne fałszowanie raportów o sytuacji ekonomicznej przez grecki rząd. Pal sześć, że Grecy kłamali (nie od dziś zresztą słyną z niedogmatycznego zgoła podejścia do przejrzystości transakcji handlowych różnego typu). Gorzej, że nikt w Brukseli nie zweryfikował tych danych. Automatycznie nasuwa się wątpliwość, czy skoro Grecy potrafili sprytnie oszukiwać, to czy i inne kraje nie robiły tego samego. I nie tylko w tej kwestii? I jak to możliwe, że ów proceder trwał tyle lat?
Najważniejsza jednak kwestia to rozwiązanie greckiego problemu. Niemal każde wyjście jest złe, można jedynie wybierać mniejsze zło. Bezwarunkowa pomoc dla Grecji, która tyle lat kłamała, nie egzekwowała płacenia podatków przez obywateli i beztrosko żyła na kredyt, odczytana mogłaby zostać jako nagroda za złe uczynki, zdeprawować inne kraje i w przyszłości służyć jako niebezpieczny casus. Ale pozostawienie Grecji samej sobie, czy też wykluczenie jej z eurozony - czyli podejście niemieckie - to jeszcze większe zło. Bo nie dość, że -abstrahując już od wewnętrznej sytuacji w Grecji, mogłoby to wpłynąć na inne kraje, to w dodatku rozwaliłoby unię europejską. I podważyłoby fundamentem istnienia unii, czyli ideą wspólnoty europejskiej. Swoją drogą brytyjski analityk, Marc Leonard już kilka lat temu w swoim raporcie nazywał Grecję - nomen omen - koniem trojańskim w Europie. Rzecz była o rosyjskich wpływach i faktem jest, iż to Grecja była tym krajem unii, który w największym bodaj stopniu realizował rosyjskie interesy.
Wracając jednak do głównego wywodu - to teraz roztrzyga się unijne być albo nie być.
Ps. Nieczęsto zdarza mi się polecać artykuły z innych mediów, ale tym razem robię wyjątek dla felietonu Dawida Warszawskiego (z którym na ogół bardzo rzadko zdarzało mi się zgadzać) w Wyborczej: "Generał żywej armii" . Tekst jest poświęcony serbskiemu generałowi Vladzie Trifunoviciowi, którego losy pokazują tragizm i absurd jugosłowiańskich wojen. Pisząc o generale Warszawski stawia ważne pytania o rolę dowódców i rozdarcie między ślepym posłuszeństwem dla przełożonych i własnym poczuciem sprawiedliwości.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...