Internetowa żałoba

Dodano:
Bronisław Komorowski przedłużył żałobę narodową aż do niedzieli. Dziś już nikt nie ma wątpliwości, że Polacy skończyli swoje jednoczenie. I co ciekawe, najszybciej żałoba skończyła się tam, gdzie się zaczęła: w internecie.
Sobota rano, dzień jak każdy inny. Tak przynajmniej myślałem tuż po przebudzeniu. Czyli jakieś 5 minut, bo zaraz potem przeczytałem sms: "Prezydent nie żyje". Oczywiście sprawdzam w internecie, czy to prawda. Niestety, koszmar, z początku zupełnie nierealny, staje się rzeczywistością.

Również wirtualną. A może przede wszystkim. Po zalogowaniu na serwis facebook widzę całą serię świeczek, kondolencji i komentarzy: "brak słów"; "szok"; "jesteśmy z Wami" i innych. Za chwilę zaś widzę pierwszy wpis koleżanki, który już - dla mnie - wieści szyderstwo i farsę, jaka będzie miała miejsce w Sieci.
"Nie będę stawiać świeczek i pisać jak mi żal, pozostawię tylko puste miejsce". Pod tym zaś komentarz: że świeczki w internecie to nieodpowiednie, że takie coś jest nieadekwatne, że ci ludzie tak naprawdę to nie żałują, tylko ot tak sobie wstawili. W dyskusji nie chciałem brać udziału, bo właśnie objeżdżanie innych wydawało mi się nie na miejscu w taki dzień. A skoro ktoś chce wyrazić żal świeczką na facebooku, onecie czy gdziekolwiek indziej - czemu miałbym go za to krytykować? Niestety, czułem, że wokół tego tematu zaczną się pierwsze kłótnie.

Na facebooka - serwis, gdzie internetowe "życie społeczne" toczy się dość intensywnie - wracam po kilku godzinach. I już widzę, że moje przewidywania się spełniają. Już tworzone są grupy i strony fanowskie w stylu: "Idź pod Pałac, zamiast stawiać świeczki w internecie". Pod wpisami widzę komentarze ludzi, którzy sprzeczają się: czy [*] jest adekwatne do sytuacji, czy nie. Od razu też pojawiają się szydercy, którzy w wyjątkowo wulgarny lub odrażający sposób krytykują innych: że idioci, że fałszywi, że żałośni, bo wyrażają swój żal kilkoma znakami. Chociaż ci sami szydercy z wielkim zapałem informują o każdej godzinie swojego życia, powodzeniu lub jego braku w relacjach damsko-męskich lub zjedzonym obiedzie. Teraz zaś sami najeżdżają na innych za wyrażanie emocji. Jestem przerażony, na onet nawet nie chcę wchodzić, wyłączam komputer. Spodziewam się najgorszego. Następne dni są podobne.

Kolejna fala farsy, krytyki i napięć pojawia się przy okazji decyzji o pochowaniu prezydenta na Wawelu. Dziś, chociaż minęły tylko dwa dni, mogę stwierdzić: sprawa ta urosła w internecie do rangi paranoi. Pomijam polityczno-historyczne kłótnie o to, czy Lech Kaczyński zasługuje, czy nie. Te, z powodów oczywistych, musiały się pojawić.
Jednak wobec idiotycznej serii szyderstw, jaka ma obecnie miejsce na portalu facebook, nie mogę pozostać obojętny. Utworzono tam liczne grupy, do których można się zapisać. Zaczęło się od "NIE dla Stadionu Narodowego im. Lecha Kaczyńskiego". Potem było "NIE dla Kaczyńskiego na Wawelu". Następnie zaś do boju ruszyli ironiczni yntelygenci, tworząc np. "TAK dla Kaczyńskiego w piramidzie Cheopsa". I wszelkie wariacje dotyczące Stadionu, piramid i Lecha Kaczyńskiego. Aktywności tej towarzyszą, oczywiście, liczne kłótnie, sprzeczki i spory.

Trudno mi oczekiwać od internautów - grupy licznej i zróżnicowanej - odpowiedzialnych zachowań. Rozumiem, że istnieją twardziele-szydercy, ironiczni przeciwnicy Lecha Kaczyńskiego i wyzwoleni krytycy, którzy niczym się nie przejmują.
A jednak zaapeluję: skończcie to. Nawet jeśli nie lubiliście Lecha Kaczyńskiego, nie zgadzacie się z jego pochówkiem na Wawelu, a żałoba Was nie obchodzi. Jednak są ludzie - chociażby rodziny ofiar - dla których jest to realna tragedia. I wyśmiewanie się z tego publicznie w tym momencie jest niskie i żałosne. Szczególnie, że już teraz niczemu to nie służy - paranoja żartów zepchnęła bowiem istotę sprawy na dalszy plan, pozostawiając na wierzchu wyłącznie rzeczy błahe.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...