Flotylla i dymisja

Dodano:
Dwa tematy dominują dzisiaj w Europie - atak izraelskich komandosów na flotyllę z darami dla mieszkańców Strefy Gazy i tajemnicza a nagła dymisja prezydenta Niemiec. To drugie wydarzenie budzi tym większe zainteresowanie, że takie rzeczy w Niemczech to się raczej nie zdarzają.
Abstrahując całkowicie od moralnej oceny izraelskiego ataku, była to samobójcza politycznie decyzja. Dzięki temu jednemu zamachowi za jednym zamachem storpedowano rozmowy na temat pokoju na Bliskim Wschodzie i przyparto Turcję do (islamskiego) muru. Reakcja Palestyńczyków i reszty muzułmańskiego świata była łatwa do przewidzenia - trudno było oczekiwać, że taki atak nie wywoła wściekłości. I to nawet ludzi i ugrupowań do tej pory umiarkowanych w poglądach. Pal sześć, gdyby na pokładach statków byli tylko Palestyńczycy i mieszkańcy innych arabsko-muzułmańskich krajów. Byłyby wtedy protesty obrońców praw człowieka, ale po kilku dniach sprawa zniknęłaby z łamów gazet. Bo śmierć Palestyńczyków na nikim w Europie i USA nie robi większego wrażenia.
Ale fakt, że wśród pasażerów byli Turcy, Szwedzi, Grecy, Belgowie i obywatele innych krajów nadaje temu atakowi zupełnie inne znaczenie. Teraz jest to już bowiem międzynarodowy problem.
Największym oburzeniem zareagowała Turcja, której obywatele są wśróch ofiar napaści. I tu kryje się największe niebezpieczeństwo. Turcja, poważny sojusznik USA, przez całe lata była pośrednikiem między Azją a Europą i światem muzułmańskim i judeochrześcijańskim. Była jednym z niewielu krajów muzułmańskich, który utrzymywał poprawne relacje z Izraelem. Przez całe lata Ankara, za sprawą swej politycznej laickości oraz umiejętności wyczucia sytuacji była i nie była zarazem częścią świata islamskiego. Teraz Ankara może przekroczyć delikatną granicę i stanąć w jednym szeregu z państwami muzułmańskimi. Przemówienie premiera Ergodana było bardzo ostre. "Posługiwanie się argumentem antysemityzmu jest nieuczciwe i nie usprawiedliwia terrorystycznych działań Izraela " - stwierdził turecki premier. Na prośbę Turcji (jednego z krajów sojuszniczych) spotkało się NATO. Wepchnięcie Turcji w ramiona braci muzułmańskiej jest fatalnym pomysłem. Bo Turcja jest krajem strategocznym nie tylko dla pokoju i stabilizacji w regionie, ale i dla bezpieczeństwa energetycznego. Nie chcieli tego rozumieć politycy europejscy, którzy przez lata traktowali Ankarę jak notoryczną narzeczoną, która będzie wiecznie czekać. Teraz, izraelski atak na statki może Turcję przyprzeć do muru i zradykalizować.
Dymisja prezydenta Niemiec została co prawda przez atak na statki zepchnięta na drugi plan, niemniej jednak wywołuje falę domysłów i spekulacji. Bo w Niemczech politycy nie zachowują się w taki sposób, nie odchodzą nagle z takich powodów. Czy krytyka, jaką na niego przepuszczono po słowach a propos misji w Afganistanie, była wystarczającym powodem do rezygnacji ze stanowiska? W niemal rocznicę ponownego wyboru na urząd prezydenta? Niektórzy wysuwają spiskową teorię dziejów, w myśl której prezydent ustąpił bo bał się, że gdyby tego nie zrobił, wówczas światło dzienne ujrzałyby jakieś jego ciemne sprawy. To tylko jedna z teorii. Koehler poza wszystkim jest popularnym i lubianym w Niemczech politykiem. Jego odejście i przedterminowe wybory prezydenckie w Niemczech potęgują wewnętrzny chaos. Dodajmy do tego duży spadek poparcia dla rządów Angeli Merkel i spadek popularności samej pani kanclerz, ciągle widoczne skutki recesji i niezadowolenie społeczeństwa. Oczywiście nie ma co popadać w histerię, ta dymisja nie wstrząśnie fundamentami państwa niemieckiego. Znacznie jednak komplikuje sytuację. Trudno mi się powstrzymać od konkluzji, że gdyby w Polsce prezydent nagle ustąpił, wszem i wobec mówiłoby się o "zagrożonej demokracji" i bananowej republice.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...